- Kochanie, ja jadę na chwilę do mamy, ty możesz robić co chcesz - rzuciła nagle Astoria Malfoy, kiedy odprowadzili już Scorpiusa na stację.
- Dlaczego akurat dziś? - spytał zdziwiony Draco.
- Obiecałam jej, że kiedyś przyjadę, a jakoś to odwlekałam i odwlekałam, a wiesz, pasowałoby.
- No cóż, skoro tak, to jedź. Ja pochodzę po Londynie.
Astoria pocałowała męża w policzek i wsiadła za kierownicę czarnego Mercedesa. Auto odjechało, a Draco Malfoy został sam na peronie. No, nie do końca sam, bo było tu dużo ludzi.
Mężczyzna chwilę jeszcze stał w miejscu, po czym ruszył przed siebie. Szedł przez Londyn oglądając witryny sklepowe i te wszystkie ,,markowe" mugolskie przedmioty. Miał zamiar wstąpić do Dziurawego Kotła na kolejkę Ognistej Whisky. Jednak nagle, sam nie wiedząc czemu, wszedł do jakiegoś mugolskiego kasyna. Nie wiedział, co go podkusiło. Jednak tę decyzję miał zapamiętać na długo...
Wnętrze kasyna było ponure. Panowała tu odpowiednia atmosfera do żałoby albo i nawet samego pogrzebu. W kącie przy stoliku siedziała grupka osób. Malfoy wpatrywał się chwilę w to miejsce, gdy nagle ktoś położył mu rękę na ramieniu i szepnął do ucha:
- Może byś z nami zagrał w pokera, co?
- W co? - spytał odruchowo Malfoy.
- W pokera. Taką grę karcianą - wyjaśnił nieznajomy. - Chodź, spróbuj.
Draco nie był pewny czy dobrze robi, ale zgodził się. Bo czemuż by nie? Zawsze można spróbować czegoś nowego. Podszedł więc do stolika i usiał. Jeden z typów zaczął wyjaśniać pogmatwane zasady tej gry. Kiedy skończył, zaczął mówić inny
- To nie będzie zwykły poker. Pierwszy przegrany będzie musiał spełnić wyzwanie lub zakład wygranego. A z pewnością wygra nasz mistrz.
- A kto jest tym mistrzem? - spytał jakiś koleś, który tak jak Draco grał pierwszy raz.
W tej samej chwili do stolika podeszła jedna postać. Był to wysoki mężczyzna o rudych włosach. Malfoy był prawie pewnien, że skądś go zna, ale w mrocznym kasynie nie mógł się dobrze przypatrzeć. Jednak kiedy postać została przedstawiona, wiedział, że wchodząc tu podjął złą decyzję.
- Pan Weasley. Pan Ronald Weasley - przedstawił go ten, który uprzednio wyjaśniał zasady.
- To co panowie, zaczynamy grę? - spytał Ron i zaczął tasować karty.
Gra się rozpoczęła. Początkowa suma była niewielka, ale zaczęła się powiększać. Jak na razie prowadził jakimś cudem Malfoy, ale zaraz los się odmienił i zaczął prowadzić Ron. I był w tym naprawdę dobry. Szybko zgarnął potężną sumkę. Reszta zawodników zaczęła się poważnie denerwować. Weasley był coraz bliższy wygranej. W końcu gra się skończyła. Wygrał Ron, a pierwszym przegranym był właśnie Draco Malfoy.
- Hmm - zastanowił się Ron. - Kto pierwszy przegrał?
- On - jeden z zawodników wskazał na Malfoya.
- Ty? Jak się nazywasz? - spytał Ron, który wcale nie wiedział, że ma doczynienia ze swoim dawnym wrogiem.
- Malfoy - powiedział Draco.
Ron uniósł brwi do góry. Czy on właśnie powiedział ,,Malfoy"? A może się przesłyszał? Przecież Malfoy nie mógł by tu wejść i zacząć grać w mugolską karcianą grę! Chyba, że mógł. Może to jednak był Malfoy?...
- Malfoy, tak? - powiedział wyniosłym tonem Ron, po czym zbliżył się do blondyna i szepnął mu na ucho - Zasady to zasady. Rad, żem cię tu widzę.
- Ja jakoś nie - odszepnął Malfoy. - Gadaj jakie wyzwanie.
- Muszę się zastanowić... A! Już wiem. Przez cały rok ty i twoja żona nie będziecie używać czarów. Waszego syna to się nie tyczy, bo wiem, że jest w Hogwarcie... Ale wy będziecie musieli wytrzymać rok żyjąc jak mugole. Chyba, że to zadanie cię przerasta, co Malfoy?
- Nigdy w życiu. Wykonam to wyzwanie. Ale jaką będzę miał korzyść z wygranej, albo niekorzyść z przegranej. Bo zawsze tak jest.
- Mądry jesteś. Jeśli wygrasz, to zrobię co tylko będziesz chciał. Ale jeśli przegrasz... To zostaniesz upokorzony. No i wykonasz to co zechcę.
- Gra warta świeczki. Przyjmuję zakład. Przygotuj się Weasley na upokorzenie, bo z pewnością wygram.
- Nie przechwalaj się tak Malfoy. Co będzie to będzie. Jutro zaczynasz. A! I radzę ci się wyprowadzić z twojego dworu. Tam będzie cię kusić bardziej, a chyba tego nie chcesz - tu Ron ,,odkleił" się od ucha Malfoya i szyderczo zaśmiał. Wiedział, że temu arystokracie nie uda się wygrać zakładu. Nie wiedział jednak, że Malfoyowie byli pyszni, zarozumiali i dążący do celu, a dzięki temu umieli też postawić na swoim i wytrwać w postanowieniu, nie złamać się. A Draco Malfoy odziedziczył te cechy.
- Tak, jutro - mruknął Malfoy uśmiechając się pod nosem. Wygraną miał już w kieszeni. Bo co to jest: wytrwać rok bez czarów. Wcale nie trudne. Trzeba się tylko przyzwyczaić. A poza tym, zawsze warto utrzeć nosa Weasley'owi. Ciekawe tylko, co na ten zakład powie Astoria... Czy się zgodzi? Bo jeśli nie, to przegrana będzie bliska. A Malfoy i przegrana nigdy nie szły, nie idą i nie będą szły ze sobą w parze.
Draco pożegnał się z uczestnikami gry i wyszedł na zatłoczoną ulicę. Światło słońca go nieco oślepiło po tej ponurej miejscówce kasyna. Malfoy jednak nie zważał na piękny dzień, tylko ruszył przed siebie, do domu. Uśmiechał się pod nosem knując, co każe zrobić Weasley'om jak wygra. Odrzucał od siebie myśli, że może mu się udać. Było to przecież absurdalne. Jednak... Bardzo możliwe...
Nareszcie!!! Ja sądzę, że Malfoy przegra, ale kto wie...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na więcej! :)
PISZ! WENY! I pozdrawiam <3
Draco i życie bez czarów? ... to sie nie skończy dobrze XD
OdpowiedzUsuń