- Wróciliśmy, mamo! - zawołał Dylan wchodząc do pokoju.
- To dobrze. Jest list do Rosalie - odpowiedziała oschle ciocia.
- List? - zdziwiła się Dale i czem prędzej pobiegła do stolika.
Stała tam piękna, śnieżnobiała sowa. Obok niej był list. Ros przeleciała wzrokiem adres i prawie krzyknęła z uciechy - to był list od Sonii Winner, Gryfonki i jej przyjaciółki z Hogwartu. Treść listu brzmiała tak:
Cześć Ros!
Chciałabym Cię zapytać, czy nie miałabyś ochoty wpaść na piżama-party u mnie w domu? Będzie w środę, 27 lipca. Mam nadzieję, że przyjdziesz! Niecierpliwie czekam na Twoją odpowiedź. Mój adres to Charles Square 15.
Pozdrawiam, Sonia.
P.S. Zapraszam też Lisę.
Rosalie podskoczyła kilka razy z radości. Wtem jednak sobie coś przypomniała. No tak, ciocia raczej nie pozwoli jej tam iść. Ale przecież Sonia i Lisa są Gryfonkami... Mimo to, ciocia może jednak jej nie pozwolić...
Takie ponure myśli nieco osłabiły zapał Rosalie. Dziewczyna zaczęła myśleć, jak by tu przekonać ciotkę Mary. W końcu, po dobrych dziesięciu minatach stania i gapienia się w kuchenne okno, Ros wpadła na pewnien pomysł. Oczywiście był on ryzykowny, ale warty wypróbowania...
- Ciociu - zaczęła Rosalie wchodząc do salonu.
- Co takiego? - burknęła niezbyt zadowolona ciotka.
- Bo widzisz... Dostałam list od mojej koleżanki ze szkoły. GRYFONKI - specjalnie podkreśliła to słowo - Sonii Winner... Zaprosiła mnie na piżama-party do siebie... Na 27 lipca...
Żadnej reakcji ze strony ciotki, więc Ros kontynuowała.
- I tak sobie pomyślałam, czy mogłabym iść? W sumie, nie przeszkadzałabym cioci. A potem mogłabym iść nocować na resztę wakacji do Dziurawego Kotła... Żeby cioci nie przeszkadzać. A na peron i tak trafię. Z pewnością spotkam kogoś znajomego, kto mi w tym ewentualnie pomoże... By nie przeszkadzać cioci.
Na tym właśnie polegał plan Rosalie. Wiedziała, że odkąd należy do Slytherinu, ciocia traktuje ją jak piąte koło u wozu (czego nie można powiedzieć o Dylanie - ten zaczął ją milej traktować). Postanowiła się więc ,,wynieść" na czas wakacji z domu, by nie denerwować jeszcze bardziej cioci Mary.
Ciotka chwilę się namyślała. Rozważała słowa swojej bratanicy. W końcu, po naprawdę długiej chwili rozmyślań odpowiedziała:
- Dobrze.
- Dziękuję ciociu! - zawołała Ros i rzuciła się jej na szyję. Szybko jednka się opamiętała i pognała na górę, do swojego pokoju.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła się w oczy były postawione w rogu pokoju klatki z sową i wężem. Ros pomyślała, że to pewnie Dylan je tu przyniósł. Podeszła do swoich nowych zwierząt i każde pogładziła delikatnie po łepku. Postanowiła nie mówić o nich ciotce, by nie stracić jej tymczasowego zaufania. Ciocia Mary i tak rzadko zaglądała do jej pokoju. Miała swoje powody...
Pokój Rosalie był niegdyś zwykłym pokojem, niczym się nie wyróżniał. Teraz jednak jego wygląd zmienił się nie do poznania. Wszystkie ściany i szafki były oblepione plakatami z różnymi drużynami Quiddicha (dostała je od Dylana z ,,okazji powrotu do domu" jak to się wyraził), zasłony, kiedyś błękitne, były teraz szmaragdowo-srebrne, podobnie jak mały dywanik przy łóżku. Jednak nie to sprawiało, że pokój Rosalie był iście Ślizgoński, według Ros, najwspanialszą rzeczą, która mieściła się w tym pokoju, był jej portret namalowany przez Lisę Berry - jedną z jej najlepszych przyjaciółek ze szkoły. To on znajdował się w centralnym miejscu pokoju, na ścianie naprzeciw łóżka. Ros często spoglądała na ten malunek przypominając sobie wszystkie chwile, które spędziła z Lisą i Sonią.
Rosalie wzięła z biurka kawałek papieru. Chwyciła swoje ulubione pióro i szybko napisała Sonii odpowiedź:
Droga Soniu!
Dziękuję za zaproszenie, na pewno się zjawię!
Pozdrawiam, Rosalie
Był to bardzo krótki liścik, ale cóż więcej pisać. Ros wzięła czystą kopertę z dużego stosiku (który sprezentował jej również Dylan) i napisała na niej adres domu Sonii. Zaraz też włożyła do niej swoją odpowiedź i zbiegła na dół. Dała list sowie, przy okazji głaszcząc jej piękne, śnieżnobiałe pióra i długo jeszcze za nią patrzyła, kiedy ta odleciała. W końcu Ros jednak ocknęła się z tego chwilowego zapatrzenia i poszła do swojego pokoju. Skreśliła dzisiejszą datę, a dzień 27 lipca oznaczyła małym serduszkiem. Nie mogła się już doczekać! Ponownie spotka się z Lisą i Sonią!
Dziewczyna podeszła do biurka. Obok stosu kopert i pergaminu znajdował się na nim prawie cały dobytek Ros. Była tam większość szkolnych podręczników, szkatułka z biżuterią, kilka butelek kolorowego atramentu, pióra, kilka mugolskich gazet o zwierzętach i przede wszystkim książka od Lisy, którą Rosalie dostała na Boże Narodzenie. To właśnie tę książkę wzięła teraz Ros z zamiarem ponownego jej przeczytania.
Dziewczyna usiadła na łóżku. Po raz chyba dziesiąty tego dnia, zerknęła na portret od Lisy i zagłębiła się w lekturze. Znowu czytała ,,Królową Śniegu", swoją ulubioną baśń. Rosalie była pełna podziwu dla Gerdy, jej wytrzymałości i odwadze, by uratować ukochanego przyjaciela. Często sama zadawała sobie pytanie, czy jest tak samo dobra i wierna jak Gerda, czy ona także, pomimo wielu trudności, była by na tyle odważna, by uratować Kaja.
Takie myśli często towarzyszyły Rosalie. W ogóle Ros często myślała i marzyła. Jej głównym tematem do rozmyślań byli często rodzice. Chciała dociec jak i kiedy się poznali, co sprawiło, że stali się dla siebie ,,tymi jedynymi". Jednak do tej pory nie uzyskała odpowiedzi na to pytanie. Ciocia Mary nie mówiła zbyt często o swoim bracie, a i sama Rosalie wolała o to nie pytać. Nie chciała bardziej denerwować i tak nerwowej już cioci. Postanowiła, że w najbliższym czasie zapyta się o to panią Emily Ross, z którą bardzo się zaprzyjaźniła. Emily była kimś w rodzaju zaginionej bliskiej osoby, która po odnaliezieniu stała się ostoją i ukojeniem myśli dla młodej Ślizgonki.
- To dobrze. Jest list do Rosalie - odpowiedziała oschle ciocia.
- List? - zdziwiła się Dale i czem prędzej pobiegła do stolika.
Stała tam piękna, śnieżnobiała sowa. Obok niej był list. Ros przeleciała wzrokiem adres i prawie krzyknęła z uciechy - to był list od Sonii Winner, Gryfonki i jej przyjaciółki z Hogwartu. Treść listu brzmiała tak:
Cześć Ros!
Chciałabym Cię zapytać, czy nie miałabyś ochoty wpaść na piżama-party u mnie w domu? Będzie w środę, 27 lipca. Mam nadzieję, że przyjdziesz! Niecierpliwie czekam na Twoją odpowiedź. Mój adres to Charles Square 15.
Pozdrawiam, Sonia.
P.S. Zapraszam też Lisę.
Rosalie podskoczyła kilka razy z radości. Wtem jednak sobie coś przypomniała. No tak, ciocia raczej nie pozwoli jej tam iść. Ale przecież Sonia i Lisa są Gryfonkami... Mimo to, ciocia może jednak jej nie pozwolić...
Takie ponure myśli nieco osłabiły zapał Rosalie. Dziewczyna zaczęła myśleć, jak by tu przekonać ciotkę Mary. W końcu, po dobrych dziesięciu minatach stania i gapienia się w kuchenne okno, Ros wpadła na pewnien pomysł. Oczywiście był on ryzykowny, ale warty wypróbowania...
- Ciociu - zaczęła Rosalie wchodząc do salonu.
- Co takiego? - burknęła niezbyt zadowolona ciotka.
- Bo widzisz... Dostałam list od mojej koleżanki ze szkoły. GRYFONKI - specjalnie podkreśliła to słowo - Sonii Winner... Zaprosiła mnie na piżama-party do siebie... Na 27 lipca...
Żadnej reakcji ze strony ciotki, więc Ros kontynuowała.
- I tak sobie pomyślałam, czy mogłabym iść? W sumie, nie przeszkadzałabym cioci. A potem mogłabym iść nocować na resztę wakacji do Dziurawego Kotła... Żeby cioci nie przeszkadzać. A na peron i tak trafię. Z pewnością spotkam kogoś znajomego, kto mi w tym ewentualnie pomoże... By nie przeszkadzać cioci.
Na tym właśnie polegał plan Rosalie. Wiedziała, że odkąd należy do Slytherinu, ciocia traktuje ją jak piąte koło u wozu (czego nie można powiedzieć o Dylanie - ten zaczął ją milej traktować). Postanowiła się więc ,,wynieść" na czas wakacji z domu, by nie denerwować jeszcze bardziej cioci Mary.
Ciotka chwilę się namyślała. Rozważała słowa swojej bratanicy. W końcu, po naprawdę długiej chwili rozmyślań odpowiedziała:
- Dobrze.
- Dziękuję ciociu! - zawołała Ros i rzuciła się jej na szyję. Szybko jednka się opamiętała i pognała na górę, do swojego pokoju.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła się w oczy były postawione w rogu pokoju klatki z sową i wężem. Ros pomyślała, że to pewnie Dylan je tu przyniósł. Podeszła do swoich nowych zwierząt i każde pogładziła delikatnie po łepku. Postanowiła nie mówić o nich ciotce, by nie stracić jej tymczasowego zaufania. Ciocia Mary i tak rzadko zaglądała do jej pokoju. Miała swoje powody...
Pokój Rosalie był niegdyś zwykłym pokojem, niczym się nie wyróżniał. Teraz jednak jego wygląd zmienił się nie do poznania. Wszystkie ściany i szafki były oblepione plakatami z różnymi drużynami Quiddicha (dostała je od Dylana z ,,okazji powrotu do domu" jak to się wyraził), zasłony, kiedyś błękitne, były teraz szmaragdowo-srebrne, podobnie jak mały dywanik przy łóżku. Jednak nie to sprawiało, że pokój Rosalie był iście Ślizgoński, według Ros, najwspanialszą rzeczą, która mieściła się w tym pokoju, był jej portret namalowany przez Lisę Berry - jedną z jej najlepszych przyjaciółek ze szkoły. To on znajdował się w centralnym miejscu pokoju, na ścianie naprzeciw łóżka. Ros często spoglądała na ten malunek przypominając sobie wszystkie chwile, które spędziła z Lisą i Sonią.
Rosalie wzięła z biurka kawałek papieru. Chwyciła swoje ulubione pióro i szybko napisała Sonii odpowiedź:
Droga Soniu!
Dziękuję za zaproszenie, na pewno się zjawię!
Pozdrawiam, Rosalie
Był to bardzo krótki liścik, ale cóż więcej pisać. Ros wzięła czystą kopertę z dużego stosiku (który sprezentował jej również Dylan) i napisała na niej adres domu Sonii. Zaraz też włożyła do niej swoją odpowiedź i zbiegła na dół. Dała list sowie, przy okazji głaszcząc jej piękne, śnieżnobiałe pióra i długo jeszcze za nią patrzyła, kiedy ta odleciała. W końcu Ros jednak ocknęła się z tego chwilowego zapatrzenia i poszła do swojego pokoju. Skreśliła dzisiejszą datę, a dzień 27 lipca oznaczyła małym serduszkiem. Nie mogła się już doczekać! Ponownie spotka się z Lisą i Sonią!
Dziewczyna podeszła do biurka. Obok stosu kopert i pergaminu znajdował się na nim prawie cały dobytek Ros. Była tam większość szkolnych podręczników, szkatułka z biżuterią, kilka butelek kolorowego atramentu, pióra, kilka mugolskich gazet o zwierzętach i przede wszystkim książka od Lisy, którą Rosalie dostała na Boże Narodzenie. To właśnie tę książkę wzięła teraz Ros z zamiarem ponownego jej przeczytania.
Dziewczyna usiadła na łóżku. Po raz chyba dziesiąty tego dnia, zerknęła na portret od Lisy i zagłębiła się w lekturze. Znowu czytała ,,Królową Śniegu", swoją ulubioną baśń. Rosalie była pełna podziwu dla Gerdy, jej wytrzymałości i odwadze, by uratować ukochanego przyjaciela. Często sama zadawała sobie pytanie, czy jest tak samo dobra i wierna jak Gerda, czy ona także, pomimo wielu trudności, była by na tyle odważna, by uratować Kaja.
Takie myśli często towarzyszyły Rosalie. W ogóle Ros często myślała i marzyła. Jej głównym tematem do rozmyślań byli często rodzice. Chciała dociec jak i kiedy się poznali, co sprawiło, że stali się dla siebie ,,tymi jedynymi". Jednak do tej pory nie uzyskała odpowiedzi na to pytanie. Ciocia Mary nie mówiła zbyt często o swoim bracie, a i sama Rosalie wolała o to nie pytać. Nie chciała bardziej denerwować i tak nerwowej już cioci. Postanowiła, że w najbliższym czasie zapyta się o to panią Emily Ross, z którą bardzo się zaprzyjaźniła. Emily była kimś w rodzaju zaginionej bliskiej osoby, która po odnaliezieniu stała się ostoją i ukojeniem myśli dla młodej Ślizgonki.
Rozdział Super!
OdpowiedzUsuńPiżama- party mam przeczucie, że dużo się pod czas niego wydarzy.
Jeszcze raz rozdział super!
czekam na więcej i dalszy bieg akcji, nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału <3 blog świetny, pisz pisz, bo wychodzi ci to genialne *_*
OdpowiedzUsuń