wtorek, 9 grudnia 2014

7 lat Hogwartu - Księga I - Rozdział 2 - Dwoje nauczycieli

- Nie, nie, nie, nie! - przez te słowa obudził się James.
- Co się sta-ało? - spytał ziewając.
- Zgubiłem różdżkę! - Michael był wyraźnie zakłopotany.
- Leży na szafce, obok mojej - rzekł sennie Potter.
- Ach, och, tak, masz rację - powiedział zawstydzony Davies.
     James postanowił, że już koniec spania. Wstał, zrobił kilka przysiadów i siadł na łóżku.
- Rozgrzany? To się przebieraj i jazda na dół, na śniadanie! - powiedział Michael.
     W pokoju nie było już nikogo. Matt, Patrick i Jack już poszli do Wielkiej Sali. Tylko Michael i James ,,się guzdrali", jak wyraził się Jack. Już pierwszego dnia poznali jego sarkastyczne poczucie humoru, ale i tak był fajny.
   Jack był średniego wzrostu blondynem. Nie cierpiał jednak tego koloru włosów. Był też jednak przystojny jak Matt, co go trochę pocieszało (,,Będę miał lepsze powodzenie u dziewczyn!").
     Matt był bardzo wysoki. Miał gęstą, czarną czuprynę. Był ,,bardzo łoł" (jak to się wyraził Jack). Matt bardzo lubił, jak go komplementowano, ale nie był snobem i przechwalaczem.
     Patrick był przeciwnością Matta. Był niski i miał brązowe włosy. Nosił okulary. Nie był jednak kujonem i nie lubił, gdy ktoś tak o nim mówił - mógł dostać od niego porządnie w nos!
     James już się ubrał i razem z Michaelem pognali do Wielkiej Sali. Usiedli przy stole Gryfonów obok Claudii i Lizzie.
- Hejo! - przywitała się żywo Claudia.
- Cześć - mruknęła niezrozumiale jej koleżanka i przesiadła się robiąc miejsce chłopcom.
- Hej, jak tam pierwszy dzień? - przywitał się James.
- A, dobrze. Wiecie co, fajnie tu jest. To jest, że w Gryffindorze - rzekła Finch-Fletchley.
- No - powiedział Michael napychając sobie buzię kanapkami. Próbował połknąć trzy na raz. O dziwo udało się, ale James musiał go ,,ratować", podając mu czarkę z wodą, by przepił.
     Po tym zdarzeniu dostali podziały zajęć. Pierwsza była obrona przed czarną Magią. Lecz nikt nie wiedział, kto będzie jej nauczał, ponieważ profesor Wilson nic o nim nie powiedział.
     Po zjedzonym śniadaniu (w przypadku Michaela - połkniętym) Gryfoni udali się do klasy, gdzie miała odbyć się obrona przed czarną Magią. Czekał tam na nich profesor Longbottom.
- Jak zapewne wiecie, nie ja nauczam tego przedmiotu - rzekł, gdy pierwszoroczniacy weszli do sali.- Lecz zostałem poproszony przez dyrektora Wilsona, by zapoznać was z waszmi nauczycielami obrony przed czarną Magią.
     Po sali przeszedł pomruk. ,,Nauczycielami?" - dziwili się uczniowie. Profesor Neville puścił to jednak mimo uszu.
- Chcę wam przedstawić - tu się na krótko zaciął - profesora Dracona Malfoya.
     Do sali wszedł mężczyzna o bladej cerze i blond włosach. Matt szturchnął Jacka. Ten wystawił mu język.
- I -kontynuował Longbottom - profesora Harry' ego Pottera.
     Tym razem po sali przeszedł głośny okrzyk, a James prawie nie zemdlał. ,,Tata? Tu? Teraz wiem, czemu był taki tajemniczy przez wakacje" - myślał gorączkowo młody Potter.
     Tymczasem do sali wszedł sławny i teraz Harry Potter. Stanął obok Malfoya, nieznacznie jednak przesuwając się od niego. Stary uraz, mimo że wyblakły, nadal pozostał.
- No, dobrze - rzekł zakłopotany profesor Neville - ja już pójdę, też mam teraz lekcję.
     Longbottom wyszedł pośpiesznym krokiem. Widocznie widok Pottera i Malfoya w jednej sali (i to obok siebie!) musiał go przyprawić o dreszcze.
     Lekcja minęła jednak spokojnie. Wszyscy uczniowie niechętnie wyszli z sali po jej zakończeniu. James przypomniał sobie jednak, że zostawił w sali pióro i zawołał do Michaela:
- Ja muszę po coś wrócić, nie czekaj na mnie.
     Po czym poszedł.
- Kto cię tu wezwał, mów! - dał się słyszeć ostry głos profesora Malfoya.
- Mógłbym cię spytać o to samo! - odkrzyknął ojciec James'a.
- Wezwał mnie tu dyrektor Wilson - rzekł Malfoy.
- Coś takiego, mnie też - rzekł sarkastycznie Harry. - Ale nie mówił, że ty tu będziesz. Jeżeliby powiedział to nigdy bym się nie zgodził!
- Ja też! - odrzekł Draco.
     Rozmowa na chwilę się urwała. W stronę sali zbliżała się jakaś postać. James w panice skoczył za filar. Osoba na szczęście go nie zauważyła. Weszła do klasy.
- Panowie, wiem, że nie jesteście zadowoleni z mojej decyzji... Tak, słychać was aż na schodach. Ale musiałem was wezwać z powodu ważnej sprawy. Jako najlepsi w tej dziedzinie... Tak, JA uważam was za najlepszych... Zwracam się do was z prośbą, a mianowicie z prośbą o odszukanie Domu Wilkołaków - powiedział profesor Wilson, bo to on był właśnie.
     James'a zatkało. ,,Domu Wilkołaków? Co to?" - pytał sam siebie.
- Dom Wilkołaków... Dom Wilkołaków... Czy to ma jakiś związek z Voldemortem? - spytał Harry.
- Nie jesteśmy pewni, ale chyba tak - powiedział dyrektor.
- Ale czemu wezwał pan NAS? - spytał Draco.?
- Cóż, panie Malfoy, niech mi pan powie, czy to nie pan Potter pokonał Sam-Wiesz-Kogo?
- No, tak, ale...
- A czy pan nie był Śmierciożercą?
- N-no tak.
     James nie widział ich twarzy, ale pomyślał, że w tej chwili profesor Malfoy musiał się zarumienić.
- No właśnie. Poprosiłem was, nie kogo innego.
- Ale co to właściwie ten cały Dom Wilkołaków? - spytał ojciec James'a.
- Nie jesteśmy dokładnie pewni, ale chyba były dom Fenrira Greyback'a. Mieszka tam w chwili obecnej dużo wilkołaków. Jest to dla nich schronienie. Nie, nie chcemy go niszczyć, ale chcemy wiedzieć gdzie się znajduje, by chronić innych ludzi.
- Hmm, i my mamy go znaleźć? - domyślił się Draco.
- Tak - rzekł dyrektor Wilson. - Ja już muszę wracać do gabinetu.
     Po czym wyszedł. James odczekał chwilkę i także popędził w dół. Był grubo spóźniony, a miała być teraz opieka nad magicznymi stworzeniami. Nauczał jej Hagrid. Szybko pojawił się przed chatką olbrzyma.
- Oj, James, nieładniś się zachował. Spóźniać się na lykcję ze mną? Obraziłeś się na mnie, czy co? No? - zawołał do niego Hagrid.
- Nie, nie obraziłem się. Przepraszam - rzekł młody Potter.
- No. Tyraz idź. Twoji kolydzy powiedzą ci cożeśmy już omówili.
- Dobrze.
     James podszedł do Michaela i szepnął mu na ucho:
- Potem powiem ci coś ważnego. Ale jak będziemy sami, ok?
- Ale sami z Claudią, dobra?
- Ok.