- Więc tak... - Chris Columbus zaczął omawiać po raz setny plan działania.
- Chris, proszę cię, już to wiemy - przerwał mu Steve.
Chris coś tam pomruczał pod nosem i zaczął oglądać widoki przez okno. Były ,,naprawdę wspaniałe", ponieważ przedstawiały tylko i wyłącznie chmury.
Tymszasem na drugim końcu samolotu, Malcolm i jego drużyna byli pochłonięci bardzo ważną rozmową. Również omawilali plan działania, ale ich plan, był niezbyt przyjemny i bardzo ryzykowny... Był to bowiem plan napadnięcia na Rowling i jej ,,pachołków". W końcu, po piętnastu minutach wyjaśniania wszystkich szczegółów, Malcolm wstał z miejsca. Reszta jego drużyny zrobiła to samo. Przeszli prawie całą długość samolotu, aż natknęli się na Rowling...
- Witaj, moja droga Rowling. Dawno się nie widzieliśmy - powiedział mrocznym głosem Malcolm.
- Malcolm Beniamin Cox. Cóż za niespodzianka - powiedziała kobieta akcentując mocno ostatnie słowo.
- Doszły mnie ostatnio słuchy, że miałaś wypadek... Czy to prawda?
- Skąd to wiesz?
- Mam ja swoje źródła - tu Malcolm zaśmiał się szyderczo.
Rowling i Malcolm zaczęli mierzyć się wzrokiem. Zaiteresowało to resztę pasażerów, którzy zaczęli przyglądać się ich niemym zawodom. Po dobrych pięciu minutach tej ,,zażartej walki", Malcolm nie wytrzymał. Podniósł gwałtownie rękę i opuścił ją spowrotem, powodując przy tym mocne turbulencje samolotu.
- Przestań! Tak nic nie zdziałasz! - zawołała Rowling chwiejąc się na wszystkie strony.
- Dałabyś wiarę? - Malcolm zaśmiał się szyderczo i skinął na resztę swojej dużyny.
Felix dotknął ręką podłogi samolotu. Przez całą maszynę przeszła błękitna fala. Kiedy mężczyzna wstał, zaczął manipulować samolotem - najpierw zakołysał nim mocno, a potem zatrzymał w powietrzu.
Tymczasem Lucas i Helena utworzyli czarną zasłonę dymną, by żaden z pasażerów im nie przeszkodził. Freddie natomiast wyciągnął przed siebie prawą rękę i zaczął syczeć. Zaraz też z wyciągniętej ręki chłopaka wysunął się długi wąż.
- Vasian, atakuj! - zawołał Freddie.
Wąż spadł z łoskotem na podłogę i zaczął sunąć w stronę Rowilng. Kobieta przeraziła się, ale nie dała tego po sobie poznać. Wyciągnęła rękę i utworzyła zaporę dymną. W przeciwieństwie do tej, którą stworzył Malcolm, zapora Rowling była biała. Wąż wpadł na nią z impetem, lecz odrzuciło go w tył.
- Co tu się dzieje? - dał się słyszeć głos Chrisa.
Columbus i Steve poszli poszukać Rowilng, ponieważ kobieta długo nie wracała. Kiedy doszli do miejsca osłoniętego czarnym dymem, usłyszeli krzyki. Czuli, że dzieje się tam coś niedobrego. Spróbowali więc wejść, ale nie udało im się.
- Co tu się dzieje?! - ponowił pytanie Columbus.
- Chris! - zawołała Rowling, po czym rozległ się dzwięk tłuczonego szkła. To Helena przez nieuwagę rozbiła jakimś zaklęciem szybę w samolocie,
- Helena! - zawołał wściekły Malcolm. - Co żeś ty najlepszego zrobiła?!
- Przepraszam, już to naprawiam - powiedziała kobieta i szybko odnowiła szybę.
Rowling wykorzystała tę chwilę nieuwagi i szybkim ruchem ręki wyczarowała liny, które oplotły Malcolma. Mężczyzna upadł na podłogę klnąc i złożecząc. Joanne jednak nie zważała na to, tylko dopadła linami resztę drużyny Cox'a.
- Macie za swoje - powiedziała.
- Nie byłbym taki pewien - mruknął tajemniczo Jonatan.
Mężczyzna zamknął oczy. Odwołał czarną zasłonę, po czym ścisnął powieki jeszcze bardziej i... Zaczął znikać! Rozpłynął się powoli w powietrzu i zostały po nim tylko leżące bezwładnie liny. Reszta jego drużyny zrobiła to samo. Najpierw zniknęła Helena, potem Felix, Lucas... Został tylko Freddie. Starał się skupić jak najmocniej, ale teleportacja nigdy nie była jego mocną stroną. W końcu jednak i jemu udało się uciec z tego miejsca.
- Kim byli ci ludzie? - spytał Steve wytrzeszczając oczy.
- To była drużyna Malcolma. Źli, bardzo źli Czarodzieje - wyjaśniła Rowling.
- Ten młodziak wcale nie wyglądał na aż tak złego - zauważył Chris.
- To Freddie Gonzalez. Ma dopiero szesnaście lat. Tak, on nie jest taki zły.
- Skąd tyle o nim wiesz?
- Byłam kiedyś z moimi książkami na wizytacji w ich szkole. Freddie wył nimi bardzo zafascynowany, choć czytał tylko jedną część, tom czwarty. Biedny Freddie był pośmiewiskiem w szkole, nikt go nie lubił. Nie akceptowali go, bo był inny. Sama widziałam, jak na przerwie jacyś starsi i więksi chłopcy go bili. Oczywiście zareagowałam, więc przestali.
- A dlaczego dołączył do tej całej ,,drużyny Malcolma"?
- Bo chce się zemścić - powiedział nagle Steve. - Zemścić za poniżanie go. Ja też bym tak zrobił, gdyby mnie spotkało coś takiego.
Zapadła cisza. Wtem Rowling coś sobie przypomniała. Przecież samolot stoi! Kobieta szybko odwołała zaklęcie Lucasa i maszyna ruszyła.
- A kto to ten w czapce? - zapytał w pewnej chwili Chris.
- Lucas Prince. Nie znam go dokładnie. Wiem tylko tyle, że ma francuskie korzenie. Ten z papierosem to Felix Turner. Zamieszkał na ulicy, bo rodzice wyrzucili go z domu. Z co? Tego nie wiem. Ta kobieta, może ją znacie, to Helena Bonham Carter, dawna aktorka. Zrezygnowała z aktorstwa, bo wiele osób nie akceptowało jej zdloności.
- A ten ostatni? Ten z czaszką na twarzy?
- To Malcolm Beniamin Cox. Jego brat, Jonatam Christian Cox, został przeniesiony do świata Książek, do tego co ja wysłałam przez przypadek naszych młodych aktorów, Malcolm chce się za to zemścić na Książkowych Czarodziejach, czyli między innymi na mnie.
- Czekaj momencik - zastanowił się Chris. - To jest kilka rodziajów Czarodzieji?
- Tak. Są zwykli, czyli tacy jak drużyna Malcolma i są Książkowi, czyli tacy jak ja. Pisarze i pisarki.
- Acha. Ale my szukamy tylko tych Książkowych, prawda?
- Tak.
- Uff - odsapnął Chris, bo niezbyt uśmiechało mu się szukać WSZYSTKICH Czarodziejów tego świata.
Reszta podróży przebiegła spokojnie. W końcu samolot zaczął powoli się zniżać. Wylądował na lotnisku.
- Witamy w Polsce! - zawołała Rowling wesołym głosem.
- Chris, proszę cię, już to wiemy - przerwał mu Steve.
Chris coś tam pomruczał pod nosem i zaczął oglądać widoki przez okno. Były ,,naprawdę wspaniałe", ponieważ przedstawiały tylko i wyłącznie chmury.
Tymszasem na drugim końcu samolotu, Malcolm i jego drużyna byli pochłonięci bardzo ważną rozmową. Również omawilali plan działania, ale ich plan, był niezbyt przyjemny i bardzo ryzykowny... Był to bowiem plan napadnięcia na Rowling i jej ,,pachołków". W końcu, po piętnastu minutach wyjaśniania wszystkich szczegółów, Malcolm wstał z miejsca. Reszta jego drużyny zrobiła to samo. Przeszli prawie całą długość samolotu, aż natknęli się na Rowling...
- Witaj, moja droga Rowling. Dawno się nie widzieliśmy - powiedział mrocznym głosem Malcolm.
- Malcolm Beniamin Cox. Cóż za niespodzianka - powiedziała kobieta akcentując mocno ostatnie słowo.
- Doszły mnie ostatnio słuchy, że miałaś wypadek... Czy to prawda?
- Skąd to wiesz?
- Mam ja swoje źródła - tu Malcolm zaśmiał się szyderczo.
Rowling i Malcolm zaczęli mierzyć się wzrokiem. Zaiteresowało to resztę pasażerów, którzy zaczęli przyglądać się ich niemym zawodom. Po dobrych pięciu minutach tej ,,zażartej walki", Malcolm nie wytrzymał. Podniósł gwałtownie rękę i opuścił ją spowrotem, powodując przy tym mocne turbulencje samolotu.
- Przestań! Tak nic nie zdziałasz! - zawołała Rowling chwiejąc się na wszystkie strony.
- Dałabyś wiarę? - Malcolm zaśmiał się szyderczo i skinął na resztę swojej dużyny.
Felix dotknął ręką podłogi samolotu. Przez całą maszynę przeszła błękitna fala. Kiedy mężczyzna wstał, zaczął manipulować samolotem - najpierw zakołysał nim mocno, a potem zatrzymał w powietrzu.
Tymczasem Lucas i Helena utworzyli czarną zasłonę dymną, by żaden z pasażerów im nie przeszkodził. Freddie natomiast wyciągnął przed siebie prawą rękę i zaczął syczeć. Zaraz też z wyciągniętej ręki chłopaka wysunął się długi wąż.
- Vasian, atakuj! - zawołał Freddie.
Wąż spadł z łoskotem na podłogę i zaczął sunąć w stronę Rowilng. Kobieta przeraziła się, ale nie dała tego po sobie poznać. Wyciągnęła rękę i utworzyła zaporę dymną. W przeciwieństwie do tej, którą stworzył Malcolm, zapora Rowling była biała. Wąż wpadł na nią z impetem, lecz odrzuciło go w tył.
- Co tu się dzieje? - dał się słyszeć głos Chrisa.
Columbus i Steve poszli poszukać Rowilng, ponieważ kobieta długo nie wracała. Kiedy doszli do miejsca osłoniętego czarnym dymem, usłyszeli krzyki. Czuli, że dzieje się tam coś niedobrego. Spróbowali więc wejść, ale nie udało im się.
- Co tu się dzieje?! - ponowił pytanie Columbus.
- Chris! - zawołała Rowling, po czym rozległ się dzwięk tłuczonego szkła. To Helena przez nieuwagę rozbiła jakimś zaklęciem szybę w samolocie,
- Helena! - zawołał wściekły Malcolm. - Co żeś ty najlepszego zrobiła?!
- Przepraszam, już to naprawiam - powiedziała kobieta i szybko odnowiła szybę.
Rowling wykorzystała tę chwilę nieuwagi i szybkim ruchem ręki wyczarowała liny, które oplotły Malcolma. Mężczyzna upadł na podłogę klnąc i złożecząc. Joanne jednak nie zważała na to, tylko dopadła linami resztę drużyny Cox'a.
- Macie za swoje - powiedziała.
- Nie byłbym taki pewien - mruknął tajemniczo Jonatan.
Mężczyzna zamknął oczy. Odwołał czarną zasłonę, po czym ścisnął powieki jeszcze bardziej i... Zaczął znikać! Rozpłynął się powoli w powietrzu i zostały po nim tylko leżące bezwładnie liny. Reszta jego drużyny zrobiła to samo. Najpierw zniknęła Helena, potem Felix, Lucas... Został tylko Freddie. Starał się skupić jak najmocniej, ale teleportacja nigdy nie była jego mocną stroną. W końcu jednak i jemu udało się uciec z tego miejsca.
- Kim byli ci ludzie? - spytał Steve wytrzeszczając oczy.
- To była drużyna Malcolma. Źli, bardzo źli Czarodzieje - wyjaśniła Rowling.
- Ten młodziak wcale nie wyglądał na aż tak złego - zauważył Chris.
- To Freddie Gonzalez. Ma dopiero szesnaście lat. Tak, on nie jest taki zły.
- Skąd tyle o nim wiesz?
- Byłam kiedyś z moimi książkami na wizytacji w ich szkole. Freddie wył nimi bardzo zafascynowany, choć czytał tylko jedną część, tom czwarty. Biedny Freddie był pośmiewiskiem w szkole, nikt go nie lubił. Nie akceptowali go, bo był inny. Sama widziałam, jak na przerwie jacyś starsi i więksi chłopcy go bili. Oczywiście zareagowałam, więc przestali.
- A dlaczego dołączył do tej całej ,,drużyny Malcolma"?
- Bo chce się zemścić - powiedział nagle Steve. - Zemścić za poniżanie go. Ja też bym tak zrobił, gdyby mnie spotkało coś takiego.
Zapadła cisza. Wtem Rowling coś sobie przypomniała. Przecież samolot stoi! Kobieta szybko odwołała zaklęcie Lucasa i maszyna ruszyła.
- A kto to ten w czapce? - zapytał w pewnej chwili Chris.
- Lucas Prince. Nie znam go dokładnie. Wiem tylko tyle, że ma francuskie korzenie. Ten z papierosem to Felix Turner. Zamieszkał na ulicy, bo rodzice wyrzucili go z domu. Z co? Tego nie wiem. Ta kobieta, może ją znacie, to Helena Bonham Carter, dawna aktorka. Zrezygnowała z aktorstwa, bo wiele osób nie akceptowało jej zdloności.
- A ten ostatni? Ten z czaszką na twarzy?
- To Malcolm Beniamin Cox. Jego brat, Jonatam Christian Cox, został przeniesiony do świata Książek, do tego co ja wysłałam przez przypadek naszych młodych aktorów, Malcolm chce się za to zemścić na Książkowych Czarodziejach, czyli między innymi na mnie.
- Czekaj momencik - zastanowił się Chris. - To jest kilka rodziajów Czarodzieji?
- Tak. Są zwykli, czyli tacy jak drużyna Malcolma i są Książkowi, czyli tacy jak ja. Pisarze i pisarki.
- Acha. Ale my szukamy tylko tych Książkowych, prawda?
- Tak.
- Uff - odsapnął Chris, bo niezbyt uśmiechało mu się szukać WSZYSTKICH Czarodziejów tego świata.
Reszta podróży przebiegła spokojnie. W końcu samolot zaczął powoli się zniżać. Wylądował na lotnisku.
- Witamy w Polsce! - zawołała Rowling wesołym głosem.
Rozdział Super!
OdpowiedzUsuńRóżni Czarodzieje coś podobnego!
Pisz! Pisz! Weny!