niedziela, 1 marca 2015

Córka Slytherinu - Rozdział 14 Awantura o smoka

     Od tego czasu minęło kilka tygodni. Nastały ferie wielkanocne. Niby miał to być czas wolny dla uczniów, ale nauczyciele zadawali tyle prac domowych, że ferie były czasem na dodatkowe wkuwanie do egzaminów.
     Oprócz tego, Rosalie przeżywała najtrudniejszy okres w czałym swoim szkolnym życiu. Pansy raz po raz próbowała ją wytrącić z równowagi, a wiele uczniów szeptało o niej niemiłe słowa.
     Atak na Parkinson stał się bardzo popularny. Wszyscy o nim rozprawiali. Ci, którzy również nie cierpieli młodej, choć wyniosłej Ślizgonki, gratulowali ukradkiem Ros poprzez rzucenie ,,Cześć" jak wchodziła do Pokoju Wspólnego, bądź poprzez miłe komplementy, na przykład, że ładnie wygląda. Ale byli również ci, którzy lubili (bądź udawali, że lubią) Pansy. To oni często głośno mówili, że Rosalie jest bezwzględna i trzeba na siebie uważać, by nie zaatakowała kogoś ponownie.
     Dale niewiele sobie z tego robiła. Nie obchodziło ją to, że niektórzy jej nie lubią. Cieszyła się z tego, że dawni przyjaciele nadal ją akceptują.
     Dzień po ataku wyjaśniła wszystko Milicencie i Malfoyowi, a potem, na osobności Lisie i Sonii. Draco nadal krzywił nosem na jej ,,gryfońskie" koleżanki, ale przecież nie mógł jej niczego zabraniać. Za to mógł sobie w spokoju nienawidzić Harry'ego Pottera.
- Jak ja go nie cierpię! - powiedział nagle Draco znad książki.
- Kogo? - spytała Rosalie.
- Tego Pottera! Taki sławny, taki wielki i mądry! A to wszystko przez tę głupią bliznę. Ludzie go uwielbiają: ,,Ach, to ten co pokonał Sami-Wiecie-Kogo! Och pokłońmy się mu i wyliżmy buty!".
     Ros pokręciła głową uśmiechając się. Według niej Draco trochę przesadzał, ale wolała się do tego nie mieszać. Nie chciała kolejnej awantury.
     Pewnego dnia, kiedy mocno świeciło słońce, Rosalie poszła pouczyć się na błonia. Próbowała czytać, ale było to trudne. Starsi uczniowie korzystali z ładnej pogody i zamiast się uczyć - ganiali się i strasznie krzyczeli. To było nie do wytrzymania. Nagle do Ros ktoś podszedł.
- Rosalie, musimy porozmawiać.
     Dziewczyna popatrzyła znad książki, kto do niej mówi. Był to Dylan, jej kuzyn.
- O co chodzi? - spytała wstając.
- Chodź, przejdziemy się. Wyjaśnię ci idąc.
     Ros i Dylan ruszyli w kierunku zamku. Dale była przynajmniej o dwie głowy niższa od kuzyna, więc musiało to komicznie wyglądać.
- No, o co chodzi? - spytała stanowczo.
- Bo wiesz, Grace i ja często myśleliśmy nad tym, dlaczego trafiłaś do Slytherinu. Twój ojciec był w Ravenclawie, a często jest tak, że dzieci dziedziczą cechy po rodzicach. Według nas powinnaś być właśnie w Ravenclawie.
- Muszę przyznać, że ja też się nad tym zastanawiałam. Ale jak to: dziedziczy się cechy?
- No nie tak dosłownie. Ale jeśli na przykład twój tata był mądry i odważny, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że i ty będziesz mądra i odważna. 
- Hmm, coś w tym jest.
- Rodzina Jones od wielu pokoleń była w Ravenclawie, podobnie zresztą jak Dale'owie.
- No tak, ale moja mama uczyła się w Beauxbatons, a tam nie wiadomo w jakim domu była. Nie wiadomo nawet, czy są tam jakieś domy jak w Hogwacie!
- Masz rację. Ale i tak wydaje nam się to dziwne.
     Dyskutowali jeszcze chwilę nad tą sprawą i Rosalie aż się zdziwiła, że z kuzynem tak dobrze się rozmawia. Zwykle ją ignorował bądź poniżał, ale teraz, w Hogwarcie, był zupełnie inny. Po dłuższej chwili Dylan musiał niestety wrócić do zamku się pouczyć. Był na ostatnim roku, więc czekały go OWUTEMY. Wolał nie marnować czasu tylko zakuwać.
- Hej, Ros! 
     Dziewczyna obróciła się i zauważyła pędzącego do niej Malfoya.
- Nie uwierzysz w to co ci powiem - wydyszał Draco.
- No nie uwierzę, jak nie powiesz.
- Hagrid, ten głupi gajowy, hoduje smoka.
- Że CO?
- Tak! Słyszałem, jak Potter, Granger i Weasley o tym mówią!
- To niemożliwe! Przecież trzymanie smoka jest nielegalne!
- Tak, ale ten głupek go ma. Ponoć się wykluwa.  Nie wiem jak ty, ale ja idę to zobaczyć. Mam nadzieję, że będzie z tego jakaś awantura i wywalą tego głupka.
     Jak powiedział, tak zrobił. Zaraz po lekcji pognał do chatki gajowego. Ros ostrzegała go, że lepiej nie ryzykować, ale i tak zrobił jak chciał. Po przerwie przybiegł rozemocjonowany pod klasę. Zaczął opowiadać o smoku. Wbrew pozorom, Rosalie się tym zaiteresowała. Smoki wydawały jej się wspaniałymi, choć strasznymi, stworzeniami.
     Minęły dwa tygodnie. Dwa DŁUGIE tygodnie. Smok przeszedł u Rosalie na drugi plan. Najważniejsza była nauka, której teraz było coraz więcej. Trzeba było ćwiczyć zaklęcia i powtarzać formułki.
     Ale Malfoy nadal gadał tylko o smoku i wyrzuceniu Hagrida ze szkoły. We czwartek Draco był wyraźnie zadowolony, ale nie chciał powiedzieć dlaczego. Uśmiechał się tylko szyderczo i tajemniczo.

2 komentarze:

  1. SUPER! ;)
    Nie wiem co jest gorsze Draco zawzięty na Harry'ego czy Draco knujący coś o czym nie chce mówić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dylan <3 ... coraz bardziej lubię gościa. Malfoy pakuje się w kłopoty. Super! Czekam na kolejną notkę <3 *_* :) Super, kontynuuj, kochana ! :*

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pozostaw po sobie jakiś miły ślad. Może komentarz? :)