niedziela, 29 marca 2015

7 lat Hogwartu - Księga I - Rozdział 5 - Quiddich

- Claudia! - zawołał ktoś nad głową dziewczyny.
     Gryfonka odudziła się zobaczyła nad sobą Michaela i James'a. W kącie stała Lizzie. Wyglądała jeszcze smutniej niż zwykle. Zaraz też oddaliła się i poszła do sypialni.
     Claudia zerwała się momentalnie. Podbiegła do przyjaciółki i chwyciła ją za rękę. Lizzie odwróciła się i stanęła oko w oko z Finch-Fletchley.
- Nic ci nie jest? - spytała Claudia.
- Nie - odpowiedziała ponuro Brown.
- Czemu nie było cię wczoraj w łóżku? - ponownie spytała dziewczyna.
- Eee... Poszłam do łazienki.
     Claudia puściła koleżankę. Była pewna, że odpowiedź jaką otrzymała nie była prawdziwa. Czuła, że Lizzie ukrywa jakiś sekret. Bardzo tajemniczy sekret...



- Nie uwierzycie! - zawołał Michael wpadając do Pokoju Wspólnego. - Wydarzyło się coś genialnego!
- Co takiego? - spytał James rad, że może oderwać się od nauki.
- W tym tygodniu jest nabór do drużyny Quiddicha! A jeszcze lepszą nowiną jest to, że pierwszoroczniacy rówinież mogą być w drużynie!
- ŻE CO? - wrzasnął James i pognał do dziury w portrecie.
     Michael pokręcił głową i zabrał się za segregowanie porozrzucanych notatek kolegi. Zabrał je wszystkie ze stołu, gdy nagle z jednego podręcznika wypadła kartka. Davies odłożył książki i podniósł ją z podłogi. Był na niej narysowany dziwny znak: trójkąt, koło i kreska.
     Chłopak zerknął z jakiej książki wypadła owa kartka. Były to ,,Baśnie barda Beedle'a". Tytuł nic mu nie mówił, ale postanowił przeczytać tę książkę.
     Michael włożył kartkę spowrotem do książki i ponownie ułożył resztę podręczników w dość duży stosik. Tym razem wyciągnął jednak różdżkę i mruknął:
- Locomotor!
     Książki wzbiły się w powietrze i posłusznie leciały przed chłopakiem aż do sypialni. Tam Michael odłożył je na stolik Jamesa i sam zabrał się za czytanie podręcznika od Astronomii.



- Gdzie byłeś wczoraj wieczorem? - spytał ziewając Michael.
- U taty. Napisze do mamy i przyśle mi swoją Błyskawicę! - odrzekł James robiąc przysiady.
- Zgłaszasz się do drużyny Quiddicha? - zainteresował się Jack. - Podobno w drużynie Gryfonów są same dziewczyny.
- No to co? I tak się zgłoszę. Dziś po południu mamy sprawdziany - powiedział Potter siadając na łóżku. - Nie wiem jak wy, ale ja się zgłaszam. Chcę spróbować swoich sił.
     Jak powiedział tak zrobił. Po południu stawił się na boisko do Quiddicha ze szkolną miotłą. Oprócz niego było jeszcze ośmiu chłopaków i dwie dziewczyny wyglądające na szesnastolatki. Wszyscy nerwowo spoglądali to na pętle, to na szatnię. Zaraz też z szatni wyszła dotychczasowa drużyna.
     Jack się nie pomylił. Na jej skład wchodziły same dziewczyny. Były tylko dwie, bo reszta skończyła już Hogwart. Nie było obrońcy, dwóch pałkarzy, jednego ścigającego i szukającego. James poczuł miłe łaskotanie w brzuchu - chciał walczyć właśnie o miejsce szukającego, tak jak jego ojciec.
- Witam wszystkich tu zgromadzonych - zaczęła najwyższa dziewczyna. - Jestem Andrea Carter, kapitanka drużyny Gryfonów. A to jest Cathy Willow. Mam nadzieję, że dacie z siebie wszystko. W tym roku drużyna Gryfonów musi wygrać! Od ośmiu lat Puchar Quiddicha mieli Puchoni. To o osiem lat za dużo! Czas, byśmy my przejęli wygraną.
     Po tej przemowie zaczęły się sprawdziany. Pierwsi byli sprawdzani ochotnicy na miejsce ścigającego. Na tę pozycję miało chętkę czterch chłopaków i obydwie dziewczyny. Sprawdzian trwał długo, ale w końcu Andrea wybrała jednego z chłopców: Angusa Fostera. Owe dwie dziewczyny, które wcale nie latały za dobrze, złożeczyły na Andreę i w ogóle były całe obrażone.
     Następny sprawdzian przypadał na pałkarzy. Był to chyba najkrótszy sprawdzian w historii Quiddicha - okazało się, że dwoje chętnych na to miejsce w ogóle nie umie się posługiwać pałką. Tak więc, rada nie rada, Andrea musiała wybrać pozostałą dwójkę - Sama Owena i Josh'a Dixon'a.
     Pozostał jeszcze ostatni sprawdzian - na szukacjącego. Na to miejsce zgłosił się tylko James. Chłopak pokazał co potrafi - momentalnie złapał znicza. Udało mu się to pięć razy i Andrea powiedziała, że został przyjęty.
     James bardzo się ucieszył. zawsze marzył o karierze gracza. Teraz mógł zacząć...
- No dobrze - powiedziała Carter. - Został już tylko obrońca.
- Eee, Drea - zaczęła Cathy. - Nie ma już ochotników. Nikt nie zgłosił się na miejsce obrońcy...
- O nie!
     Cała drużyna posmutniała. Nie mają szans na wygraną bez obońcy! Wtem rozległo się ciche kasłanie. Wszyscy obrócili się momentalnie i ujrzeli Michaela Daviesa.
- M-może j-ja b-bym m-mógł s-sprób-bować? - spytał jąkając się.
     Andrea kiwnęła głową. James pożyczył mu miotłę i Michael podleciał do słupków. Cathy i Angus próbowali wbić mu kafla, ale Davies bronił dzielnie. W końcu Andrea zarządziła koniec. Powiedziała, że Michael jest świętnym obrońcą i dostał się do drużyny. Davies nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Spełniło się jego najskrtysze marzenie.

2 komentarze:

  1. SUPER!!!!!
    Znak Insygniów Śmierci! Czyżby powtórka z rozrywki?
    James szukający! Juhu :)
    Michael umie latać na miotle i do tego być dość dobrym obrońcą! Totalny szok!
    Uwielbiam jak mnie zaskakujesz! :)
    Oby tak dalej! Oby!

    OdpowiedzUsuń
  2. ... Jaki dziadek, taki ojciec i też taki Syn <3 I na koniec przemiłe zaskoczenie. W tym tygodniu u mnie tez o Quiddich'u ;) Nie mogę się doczekać kolejnej notki *_* ... Lizzie i jej sekret... chce więcej <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pozostaw po sobie jakiś miły ślad. Może komentarz? :)