wtorek, 24 lutego 2015

Córka Slytherinu - Rozdział 13 Kara i okropny ból

     Następnego wieczoru, punktualnie o ósmej, Rosalie stawiła się w gabinecie Snape'a. Ten zaprowadził ją do swojej spiżarni i zostawił instukcje, co gdzie ma być. Dziewczyna skwapliwie zabrała się do pracy.
     Jednak praca wcale nie była lekka. Kilka etykietek było zamazanych i nie dało się odczytać, co to jest. Ros żałowała, że nie było z nią tu Lisy i Sonii - z nimi pracowało się bardzo przyjemnie.
     W końcu, około północy, przyszedł do niej Snape i zwolnił ją. Uznał, że dobrze się spisała i nie musi wracać jutro. Rosalie pognała do dormitorium i padła na łóżko nawet się nie przebierając.
     Rano wstała obudzona przez Milicentę. Bulstrode była podekscytowana - już dziś był drugi mecz Quiddicha. Ros nie podzielała jej entuzjazmu. Intuicja jej podpowiadała, że wygrają Gryfoni (znowu).
     Szybko przebrała się w zwykły strój, rozczesała włosy i zeszła na dół. W Pokoju Wspólnym było już dużo osób. Wszyscy rozmawiali o meczu i codziennych sprawach. Zaraz na dół zeszła Milicenta. Podeszła do Ros i razem poszły do Wielkiej Sali na śniadanie.
     Dziewczyny siadły przy stole i zaczęły rozmawiać na bardzo dziwny temat.
- Wiesz, chciałabym mieć smoka - zaczęła Bulstrode.
- Smoka? - zdziwiła się Rosalie.
- Tak, takiego dużego i kolczastego... Ech jak mi się marzy taki smoczek...
- Ale wiesz, że to niebezpiecznie trzymać takie stworzenia?
- Tak, wiem. Jest to nawet sprzeczne z prawem. Ale pomarzyć zawsze wolno, prawda?
- No pewnie.
     Rozmawiały jeszcze chwilę, gdy do stołu podeszła Pansy Parkinson.
- Ej, Dale, ponoć miałaś wczoraj karę u Snape'a! Za co?
- Nie twoja sprawa - wycedziła Ros.
- Ale się ważna zrobiła!
- Taa?
- Ty chyba myślisz, że cały swiat krąży wokół ciebie.
- Chyba ciebie.
     Pansy nie wytrzymała. Wyciągnęła różdżkę, ale Rosalie była szybsza.
- Expelliarmus! 
     Zaklęcie odrzuciło Pansy do tyłu. Dopiero teraz Ros zdała sobie sprawę, że patrzy na nią cała szkoła. Szybko podszedł do niej Snape. Zawołał ruchem Parkinson i zaprowadził obie do swojego gabinetu.
- Nie rozumem co w was wstąpiło! Panno Dale czy twoim priorytetem jest od dziś łamanie regulaminu szkolengo? Co to miało być! Oszołomić kogoś w sali pełnej uczniów. Dlaczego to zrobiłaś? - przemówił ostrym głosem Snape.
- Pansy mnie obraziła - zaczęła bronić się Ros.
- Ale to nie powód by miotać zaklęciami! Panno Dale, widzę, że tamta kara nic cię nie nauczyła. Będziesz więc teraz musiała odbyć drugą. Nie będziesz dziś na meczu i cały dzień będziesz pomagać pani Pince w bibliotece.
     Rosalie pomyślała, że ta kara wcale nie jest straszna. I tak nie miała ochoty na mecz, a segregowanie książek to nie to samo, co segregowanie składników do eliksirów.
- Tak więc Slytherin traci piętnaśćie punktów. I żeby mi się to nie powtórzyło! Może pani już iść, panno Dale. Powiadomię panią Pince, że będziesz jej pomagać. A co do ciebie, panno Parkinson, to jeszcze musimy pomówić.
     Ros wyszła z gabinetu i skierowała się prosto do biblioteki. Usiadła na krześle przy oknie, czekając, aż Snape przekaże bibliotekarce, że ma jej pomagać.
     Dziewczyna rozmarzyła się o swojej mamie i tacie. Rada była, że nie widzą jak ich córka łamie raz po raz przepisy szkolne. Choć pewnie porywczy Mike Dale też to często robił.
     Rosalie często rozmyślała nad tym, jak jej rodzice się poznali. Przecież Mike i Catherine uczyli się w innych szkołach i byli innej narodowości.
- Ach to ciebie tu przywiało za karę - powiedziała pani Pince wyciągając ją z rozmyślań. - Cóż, myślę, że możemy już zacząć.
     Dziewczyna zabrała się ochoczo do pracy. Układanie książek było męczącym, ale przyjemnym zajęciem. Ros była chyba jedyną dziewczyną, którą bibliotekarka wyraźnie lubiła. Toteż pani Pince nie szczędziła jej historii o dawnych czasach. Mówiła o Dumbledorze, o dawnym Hogwarcie i wielu ciekawych rzeczach. Rosalie słuchała jej chętnie. Lubiła opowieści o dawnych czasach. W końcu, nie wiedząc nawet kiedy, skończyły całą pracę. Pani Pince zwolniła ją nieco wcześniej.
     Rosalie podziękowała i poszła do dormitorium. Od razu jak weszła jej myśli się sprawdziły - wygrał Gryffindor. Wszyscy Ślizgoni byli jacyś przygaszeni.
     Dziewczyna skierowała się do swojego pokoju. Padła na łóżko i zaczęła ponownie rozmyślać o rodzicach. Wtem jej prawą rękę przeszył okropny ból.
- Ach! - krzyknęła i poderwała się z łóżka.
     Ręka nie przestawała boleć. W końcu Rosalie nie wytrzymała i zemdlała. Świat zawirował jej przed oczami.
     Miała wizję. Widziała dziesiątki tysięcy węży. Gadom przewodniczył dobrze jej znany biały człowiek. Szedł on dumnym krokiem z różdżką w ręce, a jego ramię oplatał największy wąż ze wszystkich.
     W jego oczach widać było żadzę mordu. Czerwone oczodoły przeszywały wszystko palącym i nienawistnym spojrzeniem.
     Lecz nagle to wszystko zniknęło, a pojawił się dziwny znak. Była to czaszka, z której powoli wypełzał wielki wąż. Gad wystawil długi język i wizja ponownie znikła.
     Tym razem pojawił się obraz tego, co Rosalie widziała w lustrze Ain Eingarp. Biały człowiek przytulał ją, a obok nich wiły się dwa węże.

3 komentarze:

  1. To była wizja przyszłości czy przeszłości bo się odrobinę pogubiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, widzę, że się rozkręcasz;) Oby tak dalej *_*! Tak trzymaj <3 Świetnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pozostaw po sobie jakiś miły ślad. Może komentarz? :)