Ferie świąteczne mijały niezwykle szybko. W końcu, jak wszystko co dobre, się skończyły. Trzeba było wócić do szarej, szkolnej rzeczywistości.
Do Hogwartu wrócili już wszyscy uczniowie, którzy wyjechali na święta, w tym Sonia, Draco i Milicenta. Już pierwszego dnia Rosalie dopadła Malfoya i podziękowała mu za prezent. Nie omieszkała też zapytać, czemu akurat o tematyce wężów.
- Mama tak mi poleciła - odpowiedział Malfoy.
Minęło kilka dni. Rosalie myślała teraz dużo o tajemniczym zdjęciu, które znalazła w albumie od cioci Mary.
Oprócz tego, dziewczyna ciągle przesiadywała w bibliotece. Bynajmniej nie żeby się uczyć. Częstymi gośćmi w bibliotece byli Harry Potter, Ron Weasley i Hermiona Granger. Pewnego dnia Ros postanowiła ich śledzić. Usłyszała, jak szepczą coś o jakimś Nicloasie Flamelu. Sama się tym zainteresowała i zaczęła przeglądać różne księgi.
Zbliżał się drugi mecz Quiddicha. Jednak Rosalie wcale na niego nie czekała z niecierpliwością. Ot, mecz jak mecz.
Kilka dni przed drugim meczem, Rosalie błądziła po zamku. Chodziła po lochach, zaglądała do wszystkich otwartych sal. Właściwie to sama nie wiedziała, po co to robi. Parę razy ledwie uciekła Filchowi i jego kotce, Pani Norris.
Lecz dokładnie dwa dni przed meczem, znalazła dziwną salę. Była zamknięta, ale dziewczynie wydawało się, że w środku coś świeci. Nie zastanawiając się długo otworzyła ją.
- Alohomora - mruknęła, uderzając delikatnie różdżką w zamek.
Kłódka szczęknęła i drzwi się otworzyły. Rosalie weszła do małej sali. W środku znajdowało się tylko lustro. Na jego ramie widniał taki napis:
AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO
Ros przeczytała ten napis dwa razy. Nie mogła zrozumieć, co on znaczy. Zerknęła w lustro i zobaczyła niezwykłą scenę...
Ujrzała siebie i białego męczyznę. Tego, który zabił jej rodziców. Nie wiedziała, co to miało znaczyć. Biały człowiek uśmiechał się do niej. Nie był to jednak wesoły uśmiech - był dziwny, jakby pozbawiony uczuć.
Rosalie jescze raz zerknęła na napis. Nagle uderzyła ją myśl. Zaczęła cztać napis od tyłu:
- Odbi jam ni etw ątwar za letweg oserca pranie nia. Odbijam nie twą twarz, ale twego serca pragnienia! - krzyknęła uradowana. - Ale to i tak nie wyjaśnia, czemu widzę tego białego kolesia. I to jeszcze przytulającego mnie...
Ros popatrzyła w lustro. Przypatrzyła się mężczyźnie. Miał czerwone oczy, białą twarz... Całe rysy były jakieś takie wężowe. Nagle zauważyła, że on nie ma nosa. Prawie krzyknęła, ale szybko się opanowała.
Dziewczyna wyszła z sali. Wtem usłyszała czyjś głos:
- A co ty tu robisz?!
Obróciła się i zobaczyła woźnego Filcha.
- Ja.. Ten... No... Tego... - nie wiedziała co powiedzieć.
- Dyrektor zakazał chodzić do tego pokoju! Chyba będziesz musiała zarobić szlaban. Porozmawiam z opiekunem twojego domu. Chodź ze mną - powiedział.
Rosalie powlekła się za woźnym mruczącym pod nosem oblegi na uczniów. Naprawdę miała pecha. W końcu dotarli do gabinetu Snape'a. Ros nigdy tu jeszcze nie była.
- Panie proesorze, ta dziewczynka była w zakazanym pokoju - powiedział Filch wymachując miotłą.
- Taak?
- Widziałem na własne oczy! - upierał się woźny.
- No cóż, to w takim razie zasługuje ona na szlaban - powiedział znudzonym głosem Snape. - Możesz już odejść. Ja się nią zajmę.
Filch wyszedł z gabinetu klnąc pod nosem i jeszcze bardziej wymachując miotłą. Tymczasem Snape wskazał Rosalie krzesło i gestem nakazał by usiadła. Dziewczyna zrobiła to i zaczęła się gorączkowo tłumaczyć:
- Panie profesorze, ja nie wiedziałam, że tam nie wolno wchodzić. Znaczy, fakt, drzwi były zamknięte i w ogóle... Ale bardzo przepraszam! Nic nie zepsułam ani nie wzięłam z tamtąd. Tam było tylko takie lustro i...
- A co w nim zobaczyłaś? - przerwał jej Snape.
- No.. Siebie i takiego białego mężczyznę - powiedziała, zatajając fakt, że biały człowiek ją przytulał.
- Hmmm.... Cóż, moja droga, nie pochwalam twojego czynu i powinnaś dostać szlaban - tu Rosalie spuściła głowę. - Będziesz pomagać mi porządkować składniki do eliksirów. A Slytherin, powiedzmy... Traci pięć punktów.
Pięć? Tylko tyle? Rosalie podniosła głowę. McGonagall odjęła Lisie i Sonii po piętnaście puntków, choć były z jej domu. Dzięki Snape'owi Slizgoni naprawdę mieli taryfę ulgową.
- No więc, moja droga, masz się stawić u mnie w gabinecie jutro o ósmej. Możesz już iść.
Rosalie wyszła lekkim krokiem. Szlaban był nawet lekki - segregowanie składników do elkisirów nie jest trudne, a można się wiele nauczyć. Choćby tego co daje się do jakiego eliksiru.
Z taką myślą Ros wróciła do dormitorium. Szybko się przebrała wskoczyła do łóżka. Nie zapomniała jednak o tym, co widziała w tajemniczym lustrze. Ta myśl ciągle krążyła po jej głowie.
Jestem ciekaw czemu ,,biały człowiek" przytulał Ros.
OdpowiedzUsuńSnape naprawdę traktował Ślizgonów bardzo ulgowo. Za włamanie się do zakazanego pomieszczenie tylko pięć punktów, gdyby to był Gryfon zabrałby przynajmniej dwadzieścia punktów.
.... Hm, czego on do cholery chce od Ros ?!... Serio, jestem ciekawa.. Notka oczywiście genialna, czekam na kolejne i kolejne ! <3
OdpowiedzUsuń