W wieku jedenastu lat dostała się do Hogwartu. No, jak każdy szanujący się młody czarodziej. Przydzielono ją do Slytherinu, gdzie dobrze się jej żyło. A potem poznała niejakiego Toma Riddle'a. Prowadził on w tym czasie Hogwardzki prym. No, nie całkiem Hogwardzki. Bardziej Slytherinowy. A może Slytheriński? Mało ważne. Ale ona się tam dostała i szybko zyskała uznanie. I spytacie się: tylko tyle? No fakt, streszczenie króciutkie, ale spokojnie. Dostaniecie kilka szczegulików, żebyście mi się tu nie popłakali.
Bellusia miała siostrę, Narcyzę. Obydwie były w Slytherinie. No, miała jeszcze siostrę Andromedę, ale ta ich zdradziła wychodząc za mąż za mugolaka (dla zaciekawionych był to Ted Tonks; uroczy człowieczek). Ale więcej o Belli. Nawet dobrze się uczyła i miała poważanie wśród chłopaków. Ale ona nie lubiła chłopców, którzy nie byli czystej krwi. Oglądała się zawsze za Tomem Riddle'm. Ewentualnie Lucjuszem, ale kiedy ten ją wykorzystał, to zaczęła go mocno nienawidzić. Ale kto by nie nienawidził chłopaka, który nie dość, że zakochał się w siostrze, to jeszcze wykorzystał. No kto? Bo Bella się na niego wściekła. I miała do tego prawo.
Bella miała mocno kręcone włosy. Od urodzenia. Jednak pewnego dnia postanowiła je wyprostować, by zobaczyć, czy w prostych nie będzie jej ładnie. No bo każda szanująca dziewczyna musi jakoś wyglądać. A Bellusia była szanującą się dziewczyną.
Tak więc pewnego słonecznego dnia zaszyła się w swoim pokoju, wpierw oczywiście wyganiając wszystkie współlokatorki na błonia szkolne, by „zażyły świeżego powietrza dla urody i ochłody”. No i tak sobie będąc samą, przygotowała prostownicę i zaczęła prostować. Czy jej się udało? No, nie do końca... Większość włosów po prawej stronie sterczała na wszystkie możliwe kąty, a lewa część... Cóż, wstyd mówić, ale zaplątała się w prostownicę i chyba nie miała zamiaru jej oddać. Przy jej wyjmowaniu, Bella straciła kilka kępek czy pukli, czy pasm włosów, więc w końcu zamiast się siłować po mugolskiemu, po prostu zniknęła owe narzędzie. Ale kłopot, czyli gigantyczny kołtun został. I co tu robić?! Bellatriks zaczęła się wściekać i rzucać klątwami na około. Prawie oberwała wchodząca Narcyza. Cyziusia była bowiem ciekawa, czemu jej siostry nie ma na błoniach, skoro jest tak cudna pogoda.
Cyzi udało się uspokoić siostrę i razem zaradziły na ten kołtuniasto-włosowy problem. Narcyza zaczęła rozczesywać włosy siostruni wyczarowaną szczotką. Gdyby przechodziła tamtędy jakaś osoba, myślałaby chyba, że kogoś torturują Cruciatusem – tak Bella się darła. Mimo, że jej siostra starała się nie ciągnąć zbyt mocno, loki Bellatriks żyły chyba własnym życiem i nie dawały się rozczesać. W ogóle.
Ale jednak po wielu próbach się udało. Bellcia przyrzekła sobie w duchu, że już nigdy nie spróbuje takiego absurdalnego pomysłu. I dobrze. Już nigdy nie próbowała prostować włosów. Za to próbowała poderwać Toma Riddle'a. No jak myślicie, udało się jej? No nie! Bo przyszły Voldzio nie był zainteresowany dziewczynkami. Bella go nie pociągała. Nigdy. On wolał być samotny. Ale ona nie dawała za wygraną. Nawet kiedy miała mężusia (Rudolfa Lestrange'a; uroczego kolesia, ale o dziewięć lat młodszego od Bellusi) to nadal walczyła o względy Lorda Voldemorta zwanego Czarnym Panem, Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, Sami-Wiecie-Kim... Aż się w głowie kręci od tych nazw i tytułów. Ale Bellcia w samotności, czyli jak była sama ze sobą i swoimi myślami, nazywała go Swoim Misiaczkiem i nadal starała się o jego względy.
Tak więc kiedy dostała Mroczny Znak (nie, nie będę tłumaczyć co to za cuś, bo raczej to wiecie; a dla tych, którzy nie wiedzą, to po prostu takie cuś), specjalnie go wołała. A raczej tłumaczyła się, że go tylko testuje (ten Mroczno-Znako-Cuś), ale i tak naprawdę to wzywała go specjalnie, by zwrócić jego uwagę. Czy poskutkowało? No... Nie. Tylko Voldzia rozzłościło. Ale ona się nie zraziła. Próbowała na wszelkie sposoby. Łasiła się, dużo zabijała, przymilała się do niego, łasiła się, dużo zabijała, przymilała się... I tak w kółko. Spytacie teraz pewno, czy może to poskutkowało? Odpowiem o dziwo: tak. Ale tylko w 50%. Więc kim się Bella stała stała, jeśli nie jego kochanką? No cóż, najwierniejszą Śmierciożerczynią. Ale dobre i to. Przynajmniej inni mogli pozazdrościć.
Późniejsze życie Belli było pobytem (dość mocno długim) w Azkabanie, więzieniu czarodziei. Mimo to, nadal była wierna Voldziowi, choć on upadł w tym czasie. Ale kiedy wreszcie uciekła z więzienia, to status najwierniejszej Śmierciożerczyni pozostał. To ona zabiła swojego kuzynka Syriusza Blacka. Morderczyni, no nie? Własnego kuzyna zabijać? Ej, Bella, Bella... Ale dobra, trzeba się wziąć do kupy i nie rozpaczać nad uśmierconym Syriuszkiem.
Tak więc kontynuując: Bellusia nadal utrzymywała dobre stosunki z Czarnym Panem, nadal zabijała i nadal się łasiła i przymilała. W sumie Voldek się już do tego przyzwyczaił, ale i tak było to trochu krępujące. Natomiast Bella czuła się wspaniale w takim trybie życia. Stała się nieco szalona, ale przecież mordercy są zwykle szaleni, więc to chyba dobrze. Chyba. A co na to szaleństwo wskazywało? Zbyt częste przykładanie różdżki do ust i robienie uśmiechu szaleńca, rozbijanie okien, szklanek i ogólnie szkła (i robienie uśmiechu szaleńca), torturowanie niewinnych ludzi (i robienie uśmiechu szaleńca)... Podać więcej przykładów? Chyba tyle wystarczy.
Największym marzeniem naszej Belli było przytulenie się. Ha, ale do kogo? Chyba nie do swojego mężunia, który ledwo pamiętał jej imię? Nie. Pewnie już domyślacie się do kogo. Tak, do kochanego Lordzia Voldemorcia. Marzyła o tym bardzo mocno, ale nigdy się to nie spełniło. Nigdy. Bowiem nasz były Tom Riddle nie lubił się przytulać. Kojarzyło mu się to z maminsynkami, beksami i płaczkami z sierocińca. Mimo to, przytulił jednak Dracona, kiedy ten wstąpił do szeregów Śmierciożerców podczas II Bitwy o Hogwart. Ale to był odruch. Odruch, przez który Bella się prawie popłakała. Chociaż była już dorosłą kobietą! Bardzo, ale to bardzo ją to zraniło, zbulwersowało, ale też jakoby zmotywowało. Zaczęła pojedynkować i zabijać z jeszcze większym impetem. Gigantycznym to miała być chyba zemsta. Albo po prostu chciała pokazać, że ona też zasługuje na przytulenie.
Ale zapytacie przecież jeszcze, jak Bellatriks umarła? No bo przecież wiecznie nie żyła. No więc Bellunię zabiła Molly Weasley właśnie podczas II Bitwy o Hogwart. Czemu? Bo Bellinka zaczęła mierzyć za wysoko (zdaniem Molliuchny). Zaklęcie Belli świsnęło kilka centymetrów obok córki Molly, więc oczywiście ta musiała się odwdzięczyć. No bo jak to?! Jej jedyna córka (bo chłopców to już ma za dużo) mogła zginąć z ręki tej okropnej, paskudnej, brzydkiej, niegodnej, nieładnej, niemądrej, niedobrej (może już skończyć?), szkaradnej, odrażającej, głupiej, podłej, złej, potwornej, przeklętej, plugawej, ordynarnej (mogę już to kończyć?), parszywej, wrednej, wulgarnej, obrzydliwej, perfidnej, wrednej, koszmarnej, wstrętnej, szpetnej, nikczemnej, nieuczciwej, do cna zepsutej kobiety! No i ją zabiła. Nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy, ale jednak.
I tak skończyła żywot Bellatriks Lestrange. Lecz nawet do grobu wzięła miłość do wielkiego i wszechpotężnego Lorda Voldemorta... A on nawet o tym nie wiedział... (Bo nie był wcale a wcale domyślny; wydawało mu się, że Bella jest taka natrętna, bo chce być główną Śmierciożerczynią, co osiągnęła). Tak. Voldek nie był domyślny. Zresztą, ona też.
Co mnie zainspirowało:
Zdjęcia Bellatriks w prostych włosach [np. ,,Bellatrix" by: miy avi]
Zdjęcia Bellatrkis z Voldemortem [,,You Thought Harry Had Problems" by: Treacle-Miner, ,,Bellatrix needs a hug" by: rubynrags]
Dedykacja:
Ten rozdział dedykuję mojemu kuzynowi, Tomkowi. Za co? Za mile spędzony czas, kiedy u niego byłam i za wszystko inne. Wiem, że tego raczej nie przeczytasz, ale jeśli jednak przeczytasz, to proszę, pozostaw po sobie jakiś komentarz. To by mnie uszczęśliwiło :)
Zacznę od góry do dołu tak będzie przejrzyściej. Więc…Zdjęcie śliczne!!!
OdpowiedzUsuńMuzyki właśnie słucham… Super!!!
Teks, ogółem fajny. Momentami śmieszy. Lekko i szybko się go czyta ;) Szkoda, że lektury szkole nie są takie [ale o czym ja myślę przecież już prawie wakacje :)] Najbardziej podobało mi się prostowanie włosów.
Pozdrawiam i życzę weny :)
~ Julcia
Widze :-D
OdpowiedzUsuń"Aż się w głowie kręci od tych nazw i tytułów. Ale Bellcia w samotności, czyli jak była sama ze sobą i swoimi myślami, nazywała go Swoim Misiaczkiem i nadal starała się o jego względy. " pozdrawiam z podłogi, leże i nie wstaje XD genialne!! śmieje się do łez <3 <3 Weny życzę, pisz tą serie dalej :D czekam na kolejna notkę
OdpowiedzUsuń