czwartek, 2 lipca 2015

Zakład - Rozdział 5 - Przechytrzyć naturę

     Słońce zaczęło wynurzać się powoli znad linii horyzontu. Na dworze było jeszcze dość ciemno, ale Draco Malfoy już od dobrych piętnastu minut był na nogach. Dzisiejszego poranka postanowił przechytrzyć koguta i wstać jeszcze wcześniej niż on. Teraz co prawda kleiły mu się oczy od zbyt małej ilości snu, ale był przynajmniej zadowolony. Złorzeczył sobie pod nosem na tego przeklętego kura, gdy mył zęby i się golił. Nic nie mogło zepsuć mu humoru. Ale jednak miał szybko zmienić zdanie...
- Draco – zaczęła Astoria, kiedy jedli śniadanie. - Jadę dziś do miasta na zakupy. Może mnie nie być cały dzień, bo wstąpię jeszcze do mugolskiego fryzjera i jakiegoś makijażysyty. Bo jak już żyjemy jak mugole, to na całego! Chcę popróbować takiego życia. Dasz sobie radę sam, prawda?
- Pewnie! - odrzekł mąż, choć jak się później okazało, nie była to nawet po części prawda.
     Zaraz po wyjeździe Astorii, Malfoy wyszedł na podwórko. Towarzyszył mu Przeszkadzacz, który ciągle ocierał się o jego nogi. Mężczyzna jednak nic sobie z tego nie robił. Kiedy był już przy kurniku, poczuł mocne uderzenie w czoło. Zwaliło go na trawę. Kiedy choć trochę oprzytomniał, zauważył, że sprawcą całego zamieszania były pozostawione grabie. Na nieszczęście musiał na nie wejść, więc metalowy trzonek mocno pacnął go w twarz zostawiając pulsującego bólem guza.
     Malfoy wycofał się od tego „narzędzia zbrodni”, po czym wstał. Idąc dalej patrzył uwarznie pod nogi, by znów nie dostać. Ale idąc ze spuszczoną głową, nie mógł zauważyć, że idzie prosto w drzewo, więc mimo jego usilnych starań, nabił sobie kolejnego guza – tym razem jednak idealnie na środku głowy.
- Co to ma znaczyć! - wrzasnął, po czym z jego ust padł istny potok niecenzuralnych słów. Na szczęście nikt tego nie słyszał, oprócz całego zwierzyńca będącego w tej chwili na dworze.
     Po chwili, która trwała dobre dziesięć minut, mężczyzna zdołał się opanować. Zrobił kilka mocnych wdechów i wydechów, po czym ostrożnie usiadł na huśtawce. Z tego co pamiętał ze słów staruszka, czasem przyjeżdżały do niego wnuczki. Ta huśtawka była zrobiona specjalnie dla nich, a teraz służyła Malfoyowi za ławkę.
- Jak ja nienawidzę wsi – mruknął, po czym bardzo niechętnie zszedł ze swojej pseudo-ławki. Skierował się do stojącej opodal stodoły. Nieco tam poszperał, więc zaraz też w głowie zaświtał mu nowy plan.
     Z rozwalającego się drewnianego budynku zaczęły wypadać przeróżne rzeczy. Na pierwszy ogień wyleciała wielka balia, potem dwa wiadra, wąż ogrodowy, kolejne przeklęte grabie (ale tylko dlatego, że torowały przejście; nie były one potrzebne w realizacji pomysłu) i przede wszystkim – sam Malfoy. Wyleciał on ze stodoły jak oparzony, ponieważ zauważył gigantycznego pająka, który miał najwyraźniej miał zamiar opaść na jego nos.
     Zaraz gdy tylko wyszedł (a raczej wybiegł), zaczął układać wszystkie rzeczy. Grabie oparł o stodołę, a balię wyciągnął aż pod kurnik. Potem wziął węża ogrodowego i obydwa wiadra i poszedł do kuchni. Tam „podłączył” go do kranu, wpierw jeszcze napełniając wiadra. Odkręcił kurek, wyszedł z domu, po czym zaczął napełniać balię wodą. Kiedy skończył, udał się na poszukiwanie potencjalnych brudasów.
- Cip, cip, cip, kurki – zaczął przymilnym tonem, gdy znalazł skupisko tychże ptaków.
     Blondyn podszedł powoli do jednej. Miał szczęście, bo nie zauważyła go, będąc zajętą polowaniem na jakiegoś robaka. Toteż Malfoyowi udało się ją złapać. Szybko zaciągnął ją do balii pełnej wody, ponieważ kura wyrywała się i dziobała go w palce. Ale kiedy tylko znaleźli się nad wodą, mężczyzna z ulgą wpuścił ją w sam środek.
     Nie sposób opisać słowami tego, co się tam wtedy wydarzyło. Kura zaczęła po prostu wrzeszczeć. Po ptasiemu, ale i tak. Wyskoczyła z wody, gubiąc przy tym kilka piór, po czym „napadła” na Malfoya. Po prostu skoczyła na niego z dziobem, więc ten musiał się ratować ucieczką. Kilka razy oberwał w nogę, ale w końcu dostał się do domu. Zadowolona kura pogapiła się chwilę na drzwi, po czym ruszyła w swoją stronę. Draco postanowił, że w najbliższym czasie nie będzie próbował zaczepiać kur, i że resztę tego dnia spędzi w domu.
     Tak więc gdy tylko zaszył się bezpiecznie w sypialni, opadł ze znużenia na łóżko. Nie, nie był zmęczony, ale się po prostu nudził. Życie arystokraty nie jest jakimś szczególnie emocjonującym życiem, więc wieś stała się idealną wymówką do tego, by spróbować nowego trybu bycia. No ale siedząc w domu i chowając się przed wściekłą kurą raczej nie dozna żadnych emocjonujących wrażeń. Dlatego też Draco postanowił zaryzykować i wyjść z domu. Odciągał trochę tę chwilę, ale w końcu się przemógł.
     Było już południe, więc słońce nieźle przypiekało. Malfoy niepewnie poszedł do miejsca, w którym zostawił balię. Wylał wodę w krzaki (on jej nie wylał od tak sobie; on podlał te „biedne, usychające krzaczki”) i schował węża, wiadra i balię do szopy. Na szczęście zdołał już zapomnieć o pająku-gigancie, więc nie bał się tam wejść. Kiedy skończył wnosić poszczególne sprzęty, usiadł zziajany na huśtawce.
- Dzień dobry! - nagle rozległo się czyjeś wołanie. Malfoy tak się przestraszył, że prawie spadł.
- Dzień dobry – odpowiedział, bo zobaczył jakoby znajomą postać, a mianowicie chłopca, którego spotkał wczoraj.
- Jest może pan Calthrop? Moja mama kupuje od niego mleko co środa, ale widziała, że gdzieś wyjeżdża. Czy już wrócił?
- Niestety nie i naprawdę nie wiem, kiedy wróci – odrzekł Malfoy ze smutkiem w głosie. Wbrew pozorom, już polubił tego chłopczyka. - Ja i moja żona przyjechaliśmy opiekować się tym gospodarstwem, ponieważ jego właściciel pojechał na leczenie się do specjalnych ośrodków.
- Acha. A czy można będzie od was kupować mleko? Moja mama bardzo lubi świeże mleko, takie prosto od krowy. Tatuś i ja też – bezpośredniość tego chłopca zdziwiła Malfoya. Aż go wmurowało.
- Nie wiem. Spytam się mojej żony. Teraz jest w mieście i powinna wrócić dopiero wieczorem.
- Moja mamusia też zawsze długo jest na zakupach. Mówi, że jedzie na godzinkę, a wraca po pięciu godzinach. Lubi zawsze oglądać różne sklepy z modą. Ale i tak nie stać nas na drogie ubrania.
     Malfoy spojrzał ze współczuciem na tego chłopca. Był mały i najwyraźniej nie wiedział, że to trochę nie na miejscu mówić, że kogoś na coś nie stać. Ale dzięki temu Draco dowiedział się, że nie każdy ma tak dobrze jak on. Że nawet wśród mugoli zdarzają się bogatsi i biedniejsi.
- A powiedz mi, jak masz na imię? - spytał nagle Malfoy.
- Jestem Jim. Jim Enderby. A pan? - po raz drugi chłopiec powalił swoją bezpośrednością.
- Nazywam się Draco Malfoy.
- Ładne ma pan imię. Oryginalne. A ja mam takie zwykłe i popularne „Jim” - zasmucił się chłopiec.
- Wcale nie. A nawet jeśli, to masz bardzo oryginalne nazwisko.
- Tak pan uważa? - Jim się nieco ożywił, po czym nagle sobie chyba coś przypomniał. - Przepraszam pana, ale muszę wracać już do domu. Obiecałem dziś mamie, że pojadę z nią do miasta. Ma mi kupić nową koszulę do szkoły. Do widzenia!
- Do widzenia! - zawołał Malfoy za oddalającym się już chłopcem. - Uroczy dzieciak – dodał już sam do siebie.
     Kiedy się obrócił, prawie zemdlał. Naprzeciwko niego stała kura. Ta sama, którą próbował wykąpać. Mężczyzna przełknął głośno ślinę, mając nadzieję, że ptaki mają krótką pamięć.
- Cip, cip, cip, dobra kurka, dobra – zaczął trzęsącym się głosem, nieznacznie wycofując się w tył, w stronę domu.
     Kura popatrzyła się na niego, po czym jak nie wrzaśnie po ptasiemu i jak nie rzuci się na Malfoya! Mężczyzna po prostu pognał do domu. Kiedy tylko znalazł się w korytarzu, zatrzasnął drzwi, zasunął zasłony i zaszył się pod kołdrą. Bał się nawet wyjść z łóżka, a co dopiero z pokoju, czy domu. Nie chciał przecież zostać ofiarą dla wściekłej kury!
     Toteż, gdy wieczorem Astoria wróciła do domu i zastała męża leżącego w łóżku, mocno się przeraziła. Zaczęła wypytywać go, co się stało. Otrzymała nieco chaotyczną odpowiedź.
- Co? Kura? Jaka znowu kura!? Chyba powinieneś się przespać, bo jakieś bzdury z niewyspania pleciesz – poradziła Astoria. Draco tak też właśnie zrobił.

3 komentarze:

  1. Rozdział Cud, Miód i Maliny [u mnie już są maliny :) ]
    Kura! Kura! Cała trzęsę się ze śmiechu! Takiej kury to ja jeszcze nie widziałam! A mam jednak jakieś doświadczenie (ganiłam z tym ptakiem kiedy byłam mała)
    Świetne! Ten Jim, bardzo przypomina mi mojego brata, zawsze go tak sobie wyobrażam. Nie wie czemu.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    ~ Julcia

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałam pod którym postem to napisać więc piszę pod ostatnim ;)
    Kiedy wczoraj napisałaś u mnie pod rozdziałem od razu przeszłam na twoją stronę żeby poczytać. Dzisiaj w samochodzie jak tylko miałam internet to czytałam i przeczytałam wszystkie twoje posty i muszę powiedzieć że są Świetne, Super i w ogóle, bardzo mi się podoba i pisz dalej bo nie mogę się doczekać. Szczególnie na kolejne rozdziały blogu "Zakład" bo ten mi się najbardziej podoba :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    PS. Jeszcze nigdy się tak nie rozpisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. o jej Malfoy, coś czuje, ze dużo go ten wyjazd nauczy :D :D ... Oh i przewiduje, ze ta kura nie da mus spokoju już nigdy XD Genialny rozdział, a wątek z chłopcem mnie rozczulił, fajny dzieciak <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pozostaw po sobie jakiś miły ślad. Może komentarz? :)