- Pirszoroczni za mną! Hej, pirszoroczni! - wołał Hagrid. Rosalie zauważyła go bez trudu.
Olbrzym poprowadził uczniów nad jezioro i kazał wejść do łódeczek.
- Po czterech, nie więcej! - zawołał.
Ros wsiadła do łódki z Draconem, Crabbem i Goyle'm. Przepłynęli pół jeziora, gdy Hagrid zawołał:
- Hej, ty! To chyba twoja ropucha?!
- Teodora! - krzyknął czarnowłosy chłopiec, po czym odebrał ropuchę od olbrzyma.
- Tak to jest z żabolubnymi - powiedział Draco, a reszta pokładu łódeczki wybuchnęła śmiechem. Ros nie miała zwierzęcia, ale postanowiła, że przy najbliższej okazji kupi sobie sowę.
Flotylla małych łódeczek przepłynęła pod bramą. Hagrid kazał im schylić głowy, by nie uderzyli w żelazo. Oczom nowych uczniów ukazał się wielki zamek - Hogwart. Dobili do brzegu. Wysiedli z łódek. Hagrid zaprowadził ich do szkoły. Na uczniów czekała wysoka czarnowłosa kobieta.
- Pirszoroczni, pani profesor McGonagall - przedstawił kobietę olbrzym.
Pani profesor zaprowadziła ich do sali wejściowej. Zza drzwi słychać było gwar. Profesor McGonagall coś mówiła, ale Rosalie jej nie słuchała. Oglądała salę, choć nie było w niej nic ciekawego. Po chwili profesor gdzieś wyszła, a pojawiły się duchy. Kilka osób z nimi porozmawiało, choć, jak zauważyła Ros, z wykrywalnym przerażeniem. McGonagall wróciła i poprowadziła ich do Wielkiej Sali. Uczniowie ustawili się w rzędach, a kobieta ustawiła przed nimi stołek.
Położyła na nim wystrzępioną, brudną i połataną tiarę. Wtem tiara się odezwała:
Może i nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!
Przez salę rozległa się burza oklasków. Gdy hałas ucichł wystąpiła profesor McGonagal trzymając długi zwój pergaminu.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osobasiada na stołku i nakłada tiarę - powiedziała, po czym dodała: - Abbot, Hanna!
Z szeregu wystąpiła blondynka o różowej buzi. Usiadła na stołku. Przez chwilę nic się nie działo, ale nagle tiara krzyknęła:
- HUFFLEPUFF!
Hanna podreptała do stolika, przy którym rozległy się oklaski.
- Berry, Lisa!*
- GRYFFINDOR!
- Bones, Susan!
- HUFFLEPUFF!
- Bott, Terry!
- RAVENCLAW!
- Brocklehurst, Mandy!
- RAVENCLAW!
- Brown, Lawender!
- GRYFFINDOR!
- Bulstrode, Milicenta!
- SLYTHERIN!
- Dale, Rosalie!
Ros wyszła niepewnym krokiem z szergu. Usiadła na stołku, po czym profesor McGonagall nałożyła jej tiarę. Tiara spadła jej aż na oczy zasłaniając szare oczy i część kasztanowych włosów. Wtem dziewczyna usłyszała cichy głosik:
- Hmm, trudny wybór. Mądrą, odważna. W głębi serca pragnie osiądnąć władzę. Hmm, gdzie ją tu dać? Na pewno odpada Hufflepuff i Ravenclaw. A! Mam... Ta cecha przeważa. Ale skąd się wzięła?No cóż. Już wiem. Niech będzie...
- SLYTHERIN!!! - wrzasnęła tiara.
Rosalie zeskoczyła ze stołka i popędziła do stolika Ślizgonów. Oklaski jakie słyszała były wręcz ogłuszające (a przynajmniej tak jej się wydawało). W głębi szeregu Malfoy uśmiechnął się. Polubił Ros, a wiedział, że i on z pewnością trafi do Slytherinu.
Tymczasem profesor McGonagall odczytywała resztę nazwisk.
- Granger, Hermiona!
- GRYFFINDOR!
- Longbottom, Neville!
Neville, chłopiec któremu zginęła ropucha podszedł niezgrabnie do stołka, przewracając się.
- GRYFFINDOR!
Wracając, zapomniał zdjąć tiary, i musiał się wracać do stołka oddając ją profesor McGonagall.
- MacDougal, Morag!
- SLYTHERIN!**
- Malfoy, Draco!
Z szeregu wystąpił Malfoy. Jak zauważyła Ros, był bledszy niż zwykle.
- SLYTHERIN!
Nastąpiła burza oklasków Ślizgonów. Rosalie klaskała tak mocno, że zaczęły ją boleć ręce. Draco usiadł między nią a Milicentą.
- Fajnie, że jesteśmy w tym samym domu - powiedział.
- Tak - odrzekła Ros.
McGonagall odczytywała resztę nazwisk: Moon, Nott, Pansy Parkinson ( która {o zgrozo!} trafiła {na nieszczęście Ros} do Slytherinu ), Parvati i Padma Patil, Perks Sally Anna, aż w końcu...
- Potter, Harry!
Cała sala wstrzymała oddech. Ros zrobiła to samo. Z szeregu wyszedł tym razem chłopiec o ciemnych włosach i okrągłych okularach. Przypomniała sobie słowa Dracona w pociągu: ,, Święty Potter, taki ważny i sławny. I zadaje się z Weasley'ami. Największy czarodziej świata, a nawet pewnie nie umie najprostrzego zakęcia!". Lecz dla niej Harry wydawał się zwykłym młodym czarodziejem, który dziś rozpocznie naukę Magii. Podobnie zresztą jak i ona.
- GRYFFINDOR!!! - wrzasnęła na całą salę tiara.
Przez Wielką Salę przeszła burza oklasków. Wszyscy ze stołu Gryfonów poklepywali Harry'ego, a jacyś dwaj rudzi i piegowaci chłopcy wyli ,, Mamy Pottera! Mamy Pottera!".
- Thomas, Dean! - zawołała McGonagall, gdy oklaski choć trochę ucichły.
- GRYFFINDOR!
- Turpin, Lisa!
- RAVECLAW!
- Weasley, Ronald!
- GRYFFINOR!
- Winner, Sonia!
- GRYFFINOR!***
- Zabini, Balise!
- SLYTHERIN!
Na nim skończył się przydział. Profesor McGonagall zabrała Tiarę Przydziału i stołek. Powstał dyrektor szkoły: Albus Dumbledore.
- Witajcie! Witajcie w nowym roku szkolnym! - powiedział. - Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam - po czym usiadł.
- On to ma nierówno pod kopułą - powiedział Malfoy.
Ros zaśmiała się z tego dowcipu. Nałożyła sobie porządną porcję ziemniaków, frytek i kotleta schabowego. Szybko wsunęła tę kolację pełniącą i obiad, bo w pociągu nic nie jadła. Po chwili pojawiły się desery. Rosalie sięgnęła tylko po biszkopta. Czuła się już pełna i senna. Wtem znowu wstał Dumbledore. Coś tam mówił ale Ros go nie słuchała. Zatopiła się w myślach. Lecz jednak nie odpłynęłą całkowicie, bo dotarło do niej słowo, które ją, cóż, zaciekawiło, a mnianowicie ,,zaśpiewajmy". Z różdżki Dumbledora wystrzeliła harfa ze słowami hymnu.
- Każdy śpiewa na ulubioną melodię! - zawołał, po czym cała sala zawyła, każdy inaczej:
Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzebem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas co pożyteczne,
Pamięć wzrusz co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!
Każdy skończył śpiewać w innym czasie. W końcu śpiewali już tylko rudzi bliźniacy, ci co wykrzykiwali ,,Mamy Pottera". Śpiewali na powolną muzykę marsza żałobnego. Kiedy skończyli po sali przetoczyły się oklaski. Najgłośniej klaskał, o dziwo, sam dyrektor. Bliźniacy zaczęli się dla zgrywy kłaniać. W końcu usiedli.
Dumbledore oświadczył, że pora spać. Ślizgoni wymaszerowali za swoim prefektem z Wielkiej Sali. Zeszli w głąb szkoły, do lochów. Tu znajdowało się ich dormitorium. Prefekt podał hasło do obrazu i ukazało się wejście. Ślizgoni weszli.
- Dormitoria dziewcząt są po prawej stronie, a chłopców po lewej - powiedział prefekt po czym dodał jakby niechętnie - życzę miłej nocy.
Ros podążyła w stronę dormitorum dziewczyn. Okazało się, że dzieliła sypialnię z Milicentą i jakimiś trzema dziewczynami, których nie znała. Wbrew pozorom, cieszyła się, że nie musi mieszkać tu razem z Pansy. Jakoś jej nie polubiła. Szybko przebrała się i wskoczyła do łóżka. Poczuła dziwny dreszcz dotykając posłania, ale pomyślała, że to normalne. Chwilkę rozmyślała, aż w końcu zapadła w sen.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Lisa Berry to postać wymyślona przez moją koleżankę. O przygodach Lisy można przeczytać tutaj. :)
*** Sonia Winner to postać wymyślona przez moją drugą koleżankę. O przygodach Sonii można przeczytać tutaj. :)
** W książce nie było podanego domu do którego trafił MacDougal, więc ja go przydzieliłam do Slytherinu, żeby było.
Olbrzym poprowadził uczniów nad jezioro i kazał wejść do łódeczek.
- Po czterech, nie więcej! - zawołał.
Ros wsiadła do łódki z Draconem, Crabbem i Goyle'm. Przepłynęli pół jeziora, gdy Hagrid zawołał:
- Hej, ty! To chyba twoja ropucha?!
- Teodora! - krzyknął czarnowłosy chłopiec, po czym odebrał ropuchę od olbrzyma.
- Tak to jest z żabolubnymi - powiedział Draco, a reszta pokładu łódeczki wybuchnęła śmiechem. Ros nie miała zwierzęcia, ale postanowiła, że przy najbliższej okazji kupi sobie sowę.
Flotylla małych łódeczek przepłynęła pod bramą. Hagrid kazał im schylić głowy, by nie uderzyli w żelazo. Oczom nowych uczniów ukazał się wielki zamek - Hogwart. Dobili do brzegu. Wysiedli z łódek. Hagrid zaprowadził ich do szkoły. Na uczniów czekała wysoka czarnowłosa kobieta.
- Pirszoroczni, pani profesor McGonagall - przedstawił kobietę olbrzym.
Pani profesor zaprowadziła ich do sali wejściowej. Zza drzwi słychać było gwar. Profesor McGonagall coś mówiła, ale Rosalie jej nie słuchała. Oglądała salę, choć nie było w niej nic ciekawego. Po chwili profesor gdzieś wyszła, a pojawiły się duchy. Kilka osób z nimi porozmawiało, choć, jak zauważyła Ros, z wykrywalnym przerażeniem. McGonagall wróciła i poprowadziła ich do Wielkiej Sali. Uczniowie ustawili się w rzędach, a kobieta ustawiła przed nimi stołek.
Położyła na nim wystrzępioną, brudną i połataną tiarę. Wtem tiara się odezwała:
Może i nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!
Przez salę rozległa się burza oklasków. Gdy hałas ucichł wystąpiła profesor McGonagal trzymając długi zwój pergaminu.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osobasiada na stołku i nakłada tiarę - powiedziała, po czym dodała: - Abbot, Hanna!
Z szeregu wystąpiła blondynka o różowej buzi. Usiadła na stołku. Przez chwilę nic się nie działo, ale nagle tiara krzyknęła:
- HUFFLEPUFF!
Hanna podreptała do stolika, przy którym rozległy się oklaski.
- Berry, Lisa!*
- GRYFFINDOR!
- Bones, Susan!
- HUFFLEPUFF!
- Bott, Terry!
- RAVENCLAW!
- Brocklehurst, Mandy!
- RAVENCLAW!
- Brown, Lawender!
- GRYFFINDOR!
- Bulstrode, Milicenta!
- SLYTHERIN!
- Dale, Rosalie!
Ros wyszła niepewnym krokiem z szergu. Usiadła na stołku, po czym profesor McGonagall nałożyła jej tiarę. Tiara spadła jej aż na oczy zasłaniając szare oczy i część kasztanowych włosów. Wtem dziewczyna usłyszała cichy głosik:
- Hmm, trudny wybór. Mądrą, odważna. W głębi serca pragnie osiądnąć władzę. Hmm, gdzie ją tu dać? Na pewno odpada Hufflepuff i Ravenclaw. A! Mam... Ta cecha przeważa. Ale skąd się wzięła?No cóż. Już wiem. Niech będzie...
- SLYTHERIN!!! - wrzasnęła tiara.
Rosalie zeskoczyła ze stołka i popędziła do stolika Ślizgonów. Oklaski jakie słyszała były wręcz ogłuszające (a przynajmniej tak jej się wydawało). W głębi szeregu Malfoy uśmiechnął się. Polubił Ros, a wiedział, że i on z pewnością trafi do Slytherinu.
Tymczasem profesor McGonagall odczytywała resztę nazwisk.
- Granger, Hermiona!
- GRYFFINDOR!
- Longbottom, Neville!
Neville, chłopiec któremu zginęła ropucha podszedł niezgrabnie do stołka, przewracając się.
- GRYFFINDOR!
Wracając, zapomniał zdjąć tiary, i musiał się wracać do stołka oddając ją profesor McGonagall.
- MacDougal, Morag!
- SLYTHERIN!**
- Malfoy, Draco!
Z szeregu wystąpił Malfoy. Jak zauważyła Ros, był bledszy niż zwykle.
- SLYTHERIN!
Nastąpiła burza oklasków Ślizgonów. Rosalie klaskała tak mocno, że zaczęły ją boleć ręce. Draco usiadł między nią a Milicentą.
- Fajnie, że jesteśmy w tym samym domu - powiedział.
- Tak - odrzekła Ros.
McGonagall odczytywała resztę nazwisk: Moon, Nott, Pansy Parkinson ( która {o zgrozo!} trafiła {na nieszczęście Ros} do Slytherinu ), Parvati i Padma Patil, Perks Sally Anna, aż w końcu...
- Potter, Harry!
Cała sala wstrzymała oddech. Ros zrobiła to samo. Z szeregu wyszedł tym razem chłopiec o ciemnych włosach i okrągłych okularach. Przypomniała sobie słowa Dracona w pociągu: ,, Święty Potter, taki ważny i sławny. I zadaje się z Weasley'ami. Największy czarodziej świata, a nawet pewnie nie umie najprostrzego zakęcia!". Lecz dla niej Harry wydawał się zwykłym młodym czarodziejem, który dziś rozpocznie naukę Magii. Podobnie zresztą jak i ona.
- GRYFFINDOR!!! - wrzasnęła na całą salę tiara.
Przez Wielką Salę przeszła burza oklasków. Wszyscy ze stołu Gryfonów poklepywali Harry'ego, a jacyś dwaj rudzi i piegowaci chłopcy wyli ,, Mamy Pottera! Mamy Pottera!".
- Thomas, Dean! - zawołała McGonagall, gdy oklaski choć trochę ucichły.
- GRYFFINDOR!
- Turpin, Lisa!
- RAVECLAW!
- Weasley, Ronald!
- GRYFFINOR!
- Winner, Sonia!
- GRYFFINOR!***
- Zabini, Balise!
- SLYTHERIN!
Na nim skończył się przydział. Profesor McGonagall zabrała Tiarę Przydziału i stołek. Powstał dyrektor szkoły: Albus Dumbledore.
- Witajcie! Witajcie w nowym roku szkolnym! - powiedział. - Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam - po czym usiadł.
- On to ma nierówno pod kopułą - powiedział Malfoy.
Ros zaśmiała się z tego dowcipu. Nałożyła sobie porządną porcję ziemniaków, frytek i kotleta schabowego. Szybko wsunęła tę kolację pełniącą i obiad, bo w pociągu nic nie jadła. Po chwili pojawiły się desery. Rosalie sięgnęła tylko po biszkopta. Czuła się już pełna i senna. Wtem znowu wstał Dumbledore. Coś tam mówił ale Ros go nie słuchała. Zatopiła się w myślach. Lecz jednak nie odpłynęłą całkowicie, bo dotarło do niej słowo, które ją, cóż, zaciekawiło, a mnianowicie ,,zaśpiewajmy". Z różdżki Dumbledora wystrzeliła harfa ze słowami hymnu.
- Każdy śpiewa na ulubioną melodię! - zawołał, po czym cała sala zawyła, każdy inaczej:
Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzebem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas co pożyteczne,
Pamięć wzrusz co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!
Każdy skończył śpiewać w innym czasie. W końcu śpiewali już tylko rudzi bliźniacy, ci co wykrzykiwali ,,Mamy Pottera". Śpiewali na powolną muzykę marsza żałobnego. Kiedy skończyli po sali przetoczyły się oklaski. Najgłośniej klaskał, o dziwo, sam dyrektor. Bliźniacy zaczęli się dla zgrywy kłaniać. W końcu usiedli.
Dumbledore oświadczył, że pora spać. Ślizgoni wymaszerowali za swoim prefektem z Wielkiej Sali. Zeszli w głąb szkoły, do lochów. Tu znajdowało się ich dormitorium. Prefekt podał hasło do obrazu i ukazało się wejście. Ślizgoni weszli.
- Dormitoria dziewcząt są po prawej stronie, a chłopców po lewej - powiedział prefekt po czym dodał jakby niechętnie - życzę miłej nocy.
Ros podążyła w stronę dormitorum dziewczyn. Okazało się, że dzieliła sypialnię z Milicentą i jakimiś trzema dziewczynami, których nie znała. Wbrew pozorom, cieszyła się, że nie musi mieszkać tu razem z Pansy. Jakoś jej nie polubiła. Szybko przebrała się i wskoczyła do łóżka. Poczuła dziwny dreszcz dotykając posłania, ale pomyślała, że to normalne. Chwilkę rozmyślała, aż w końcu zapadła w sen.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Lisa Berry to postać wymyślona przez moją koleżankę. O przygodach Lisy można przeczytać tutaj. :)
*** Sonia Winner to postać wymyślona przez moją drugą koleżankę. O przygodach Sonii można przeczytać tutaj. :)
** W książce nie było podanego domu do którego trafił MacDougal, więc ja go przydzieliłam do Slytherinu, żeby było.
Fajne i naprawdę śmieszne tak jak w pierwszym tomie HP.
OdpowiedzUsuńjula d.
Świetny rozdział ! <3 ha! Bliźniacy <3... Całe szczęście, że Ros nie dzieli dormitorium z Pansy! ...
OdpowiedzUsuń