wtorek, 14 października 2014

Córka Slytherinu - Rozdział 5 Nauka latania i początek Tajemnicy

- W czwartek lekcje latania! - oznajmiła Milicenta siadając przy stole.
- Serio? Super! - odrzekła rozpromieniona Rosalie. Bardzo chciała nauczyć się latać - Grace i Dylan ciągle wychwalali latanie na miotle, było więc do przywidzenia, że Ros także chce tego spróbować.
- Szkoda, że pierwoszoroczni nie mogą grać w Quiddicha - powiedział Draco siadając między Crabbem i Goyle'm.
- Noo, zgadzam się. Moi kuzyni są w drużynie Krukonów. Ja też bym chciała zagrać w tę grę i być w drużynie Slytherinu - powiedziała Rosalie.
- Ja już latałem na miotle - powiedział z dumą Malfoy.
- Serio? - spytała Milicenta szerzej otwierając oczy.
- Tak. Tata kupił mi kiedyś miotłę, więc mogłem potrenować.
- Szczęściarz - powiedziała Rosalie.



     W końcu nadszedł czwartek. O piętnastej trzydzieści zaczęła się pierwsza lecja latania. Nauczycielką była pani Hooch.
- Niech każdy stanie przy miotle, wyciągnie prawą rękę i powie ,,do mnie!" - powiedziała nauczycielka.
     Uczniowie szybko wykonali jej polecenie.
- Do mnie - powiedziała stanowczo Rosalie. Miotła podskoczyła do jej ręki, a dziewczyna szybko ją złapała.
     Kiedy wszyscy uczniowie trzymali miotły ( a upłynęło sporo czasu ), pani Hooch pokazała im jak się dosiada miotły.
- Kiedy usłyszycie gwizdek, odepchniecie się nogami od ziemi. Utrzymujcie miotły w równowadze, wznieście się na kilka stóp i lądujcie wychylając się do przodu. Na mój gwizdek... Trzy...Dwa...
     Wtem jedna miotła uniosła się w powietrze. Był na niej Neville.
- Wracaj! - krzyczała pani Hooch.
     Nagle rozległo się głośne łupnięcie. Neville gruchnął w ziemię spadając z miotły, która jak gdyby nigdy nic poleciała do Zakazanego Lasu. Pani Hooch wzięła Longbottoma do skrzydła szpitalnego, nakazując reszcie, by nie ruszała się ziemi, do czasu kiedy wróci.
- Widzieliście jego twarz? Jak kawał białej plasteliny! - kpił Draco.
- Odczep się, Malfoy! - warknęła Parvati, jedna z bliźniaczek.
- Co, bronisz Longbottoma? - zapytała z kpiną Pansy uśmiechając się krzywo. - Nigdy bym nie pomyślała, że lubisz takie małe, tłuste, rozmazane maluchy!
     Parvati wlepiła w nią wzrok marszcząc nos, po czym odwróciła się i poszła.
- Hej, zobaczcie! - zawołał Draco podnosząc coś z trawy. - To ta głupia zabawka, którą mu przysłała babcia.
- Oddaj to, Malfoy - wycedził Harry przez zęby.
- Bo co? - blondyn uśmiechnął się drwiąco. - Hmm, chyba ją tu gdzieś zostawie, żeby Longbottom ją znalazł. Może by tak... Na drzewie?
     Draco wskoczył na miotłę. I podleciał w górę. Tuż za nim poszybował Harry. Rosalie wstrzymała oddech i rozglądała się nerwowo, czy nie ma w pobliżu jakiegoś nauczyciela. Na szczęście nie było.
Zerknęła w górę. Draco rzucił przypominajkę i zleciał na ziemię. Tymczasem Harry złapał przeźroczystą kulkę.
- HARRY POTTER!!! - zawołała nadbiegająca ku nim profesor McGonagall. - Harry Potter do mnie!
     Chłopak poszedł za profesorką. Malfoy, Crabbe i Goyle uśmiechali się drwiąco, gdyż mieli nadzieję, że Harry'ego spotka kara.
     Uczniowie rozeszli się. Rosalie podążała w zamyśleniu za grupą Ślizgonów. Rozległ się dzwonek. Dziewczyna postanowiła zostać na błoniach. Usiadła pod drzewem i zatopiła się w myślach. W końcu jednak wstała i skierowała się w stronę zamku.
     Rosalie weszła do szkoły. Stanęła w korytarzu, gdy nagle zabolała ją głowa.
- Aaach! - krzyknęła upadając.
     Kilku uczniów obejrzało się na Rosalie. Dziewczyna była nieprzytomna.
- Co tu się stało?! - spytał nadchodzący profesor Snape.
- Panie profesorze, ona zemdlała! - zawołał Lee Jordan.
     Snape wziął Ros i zaniósł do skrzydła szpitalnego. Dziewczyna ocknęła się otoczona grupą ludzi. W owej grupie była pani Pomfrey - pielęgniarka, dyrektor Dumbledore, profesor Snape, i nie wiedzieć czemu, profesor Quirell.
     Rosalie otworzyła szerzej oczy. W kącie stali Milicenta i Draco. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, po czym padła na poduszkę.
- Co się stało, Rosalie? - spytał Dumbledore.
- Nnnie wiem dokładnie. Zabolała mnie nagle głowa i zemdlałam - powiedziała Ros.
- Czy coś jadłaś lub piłaś? - spytał profesor Snape.
- Tylko śniadanie, nic poza tym - odrzekła Ros.
- To na pewno nie trucizna. Więc co? - spytał Dumbledore,
- A m-m-może t-t-to j-j-jakiś zły u-u-urok? - spytał jąkając się profesor Quirell.
- Nie wykluczone - odrzekł dyrektor po czym dopowiedział: Ale lepiej już zostawmy pannę Dale. Przyjaciele chcą się z nią zobaczyć.
     Nauczyciele rozeszli się. Do łóżka Rosalie podbiegli Draco i Milicenta.
- Jak się czujesz? - spytała Bulstrode.
- Dziwnie - odrzekła Ros. - Ani dobrze, ani źle.
     Chwilkę rozmawiali, ale pojawiła się niezadowolona pielęgniarka.
-Dobrze, kochaneczki, wynocha! Pacjentka musi odpocząć! - wygoniła ich pani Pomfrey.
- Trzymaj się, do jutra! - pożegnali się przyjaciele.
     Rosalie pomachała im. Zamknęła oczy i zapadła w sen...

Rosalie, moja Rosalie! Chodź do mnie, chodź, gdyż ja nie mogę! Rosalie posłuchaj mnie: zawsze przy tobie będę! Zawsze! Tak jak ty będziesz zawsze przy mnie! Rosalie!!!

- Aaaa! - krzyknęła Ros podnosząc się. - To tylko sen, tylko zły sen!
     Dziewczyna wzięła głęboki wdech po czym opadła na poduszkę. To tylko koszmar. Rosalie znów zasnęła. Tym razem jednak nic nie śniła.

4 komentarze:

  1. Ciekaw co spowodowało, że zemdlała i kto śni jej się w koszmarach ( podejrzewam ) ;)
    jula. d

    OdpowiedzUsuń
  2. super! super! super!
    paula k.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne, świetne, świetne! z notki, na notkę akcja się rozkręca *_* MEGA... ten koszmar... czytam dalej

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pozostaw po sobie jakiś miły ślad. Może komentarz? :)