- I wreszcie w Polsce! - zawołał z ulgą Chris Columbus wychodząc z samolotu. Wbrew pozorom, podróż była męcząca. I jeszcze do tego atak drużyny Malcolma! Więc wszystkim Poszukiwaczom Czarodziei ulżyło, gdy znaleźli się w kraju, gdzie góruje wspaniały orzeł w złotej koronie.
- Czyli teraz szukamy Andrzeja Maleszki, tak? - spytał Steve Kloves, z tym, że imię Czarodzieja brzmiało mniej więcej tak: Inżeja Maleskii.
- Tak - odpowiedziała Rowling. - Na szczęście wiem gdzie mieszka. Złożymy mu małą wizytę. Ale najpierw musimy się dostać do jakiegoś hotelu. Nie będziemy przecież dźwigać tych wszystkich bagaży!
Chris pokiwał głową. Oczywiście to on dźwigał NAJCIĘŻSZE walizki, tak jak uprzednio. Więc kiedy znaleźli hotel i dostali pokoje, z ulgą rzucił bagaże na łóżko i otarł sobie czoło z potu. Odsapnął, po czym zapytał:
- Kiedy wyruszamy na poszukiwania?
- Już teraz - odpowiedziała twardym głosem Rowling.
Cała trójka wyszła z hotelu i wsiadła do jakiegoś autobusu jadącego we właściwą stronę. Podczas drogi nic nie mówili. Niektórzy ludzie rzucali im zdziwione spojrzenia. Kilka osób poprosiło nawet o autografy. Co jak co, ale i tak byli dość sławni. Pisarka, reżyser i scenarzysta z Anglii. Wszystkich zastanawiało po co przyjechali do Polski. I czemu jadą autobusem. Czemu i gdzie... Jednak nikt nie odważył się spytać. Po pierwsze większość nie znała zbyt dobrze języka angielskiego, po drugie wszyscy się wstydzili. A ciekawość to ponoć pierwszy stopień do piekła.
W końcu tajemnicza trójka wysiadła. Przeszli jeszcze kawałek, po czym Rowling gwałtownie skręciła do jakiegoś domu. Kloves i Columbus podążyli za nią. Kobieta obejrzała dokładnie drzwi wejściowe, po czym nacisnęła dzwonek do drzwi. Rozległ się krótki ostry dźwięk.
- Już, idę idę! - rozległo się wołanie zza drzwi.
Zaraz też zostały otwarte przez mężczyznę w średnim wieku. Miał na sobie jeszcze kurtkę i rozwiązane buty, jakby dopiero skądś wrócił, albo miał zamiar wychodzić. Pod pachą trzymał kilka książek (swojego autorstwa). Natomiast jego mina wyrażała wielkie zdumienie. Otworzył szeroko oczy, po czym z niedowierzaniem zapytał:
- Rowling? To ty? Co cię tu sprowadza?
Chris i Steve nic nie zrozumieli, ale Joanne rozumiała wszystko świetnie. Jednym z przywilejów Czarodziejów była możliwość rozmunienia innych Czarodziejów, nawet jeśli mówiliby w najdziwniejszych językach. Dzięki temu cała Magiczna Społeczność łatwiej się porozumiewała.
- Witaj, Andrzeju - powiedziała kobieta. - Mam do ciebie ważną sprawę. Stało sie coś okropnego!
- Tak? A co?
- Miałam wypadek...
- Ile zostało przeniesionych? - Maleszka wszystko doskonale zrozumiał. Nie trzeba było obszernych wyjaśnień.
- Młodzi aktorzy z planu. Dwie dziewczynki i czterech chłopców.
- To nie dobrze - mruknął. - Ależ nie stójcie tak, wejdźcie do środka! - to ostatnie było skierowane do Chrisa i Steve'a. Było też powiedziane już w języku angielskim.
Columbus i Kloves weszli niepewnie za Rowling i Maleszką do domu. Andrzej zaprowadził ich do salonu, po czym przygotował ciastka i zaparzył czery kawy. Szybko się przebrał (nie wypada przecież gościć gości w kurtce i rozwiązanych butach!), po czym i on zasiadł do stołu.
- Dobrze, Joanne - zaczął. - Opowiedz mi wszystko dokładnie i ze szczegółami.
Kobieta powiedziała wszystko, co zdarzyło się tego feralnego dnia. Zacząwszy od kręcenia po pechowe podzękowania. Andrzej Malszeka kiwał co jakiś czas głową. W końcu powiedział:
- Trzeba zorganizować grupę Czarodziei Książkowych. I to możliwie jak najprędzej. Jeśli Malcolm, lub co gorsza sam Jonatan się o tym dowiedzą, to jesteśmy na straconej pozycji.
- No właśnie. Oni już wiedzą - powiedziała grobowym tonem Rowling i zaczęła opowiadać o ataku w samolocie.
- To przedstawia sytuację w nieco innym świetle. Jednak nadal jest to wykonalne. Musimy zwerbować wszystkich starych znajomych. I tych nowych oczywiście też.
Chris i Steve przysłuchiwali się tej rozmowie rozumiejąc tylko to, co mówiła Rowling. Jednak wiedzieli, że Maleszka też jest przejęty tą sprawą. Jego mina była poważna. Wiedzieli, że on chętnie im pomoże, jeśli będzie trzeba.
- Dobra - powiedział nagle Andrzej. - Musimy ustalić plan działania. Kogo wpierw szukamy, kogo potem, i tak dalej, i tak dalej. Wiadomo, że na pewno Tolkiena i Mulla. ,,Baśniobór" to iście Magiczna i bardzo popularna książka, więc sam Brandon z pewnością dostał Magię.
- Masz rację - wcięła się w rozważania Joanne.
- Poza tym, jeszcze Holly Webb. Może i jej pierwsze książki były o zwierzakach, ale teraz pisze o Magii. Jest jeszcze Ursula Kroeber Le Guin. Napisała ,,Czarnoksiężnika z Archipelagu".
- Nigdy o niej nie słyszałam.
- Trzeba podążać za nowniknami, moja droga - uśmiechnął się Andrzej. - Poza tym, sama Ursula do mnie napisała. Bractwo jej kazało.
- Tak, Bractwo Dwóch Światów - zamyśliła się kobieta. Wkrótce jednak opanowała się i zaczęła wymieniać inne nazwiska: - Jest jeszcze Dave Luckett.
- Ten co napisał trylogię ,,Rhianny"?
- Tak, ten. No i jeszcze Rick Riordan, twórca przygód o ,,Percy'm Jacksonie" i Olimpie, Zeusie i wszystkich mitycznych stworzeniach.
- Oczywiście, kochany Rick! Bractwo nie chciało go przyjąć, bo niby w jego książkach jest za mało Magii. A ja się z tym nie zgadzam! Jest tam dużo przedmiotów Magicznych, a poza tym, cała akcja ma Magiczną obsadę.
- Właśnie. Bractwo powinno dotrzegać szegóły, a nie od razu iść na całość. To w detalach tkwi prawda świata.
Maleszka wstał i skierował się do okna. Popatrzył na zatłoczoną ulicę; biegające dzieci, śpieszących się dorosłych, pędzące auta jeżdżące w te i we wte... Jego wzrok przykuła jednak postać, która stała idealnie na przeciwko jego domu. Patrzyła się prosto na pisarza, ale kiedy Andrzej przetarł oczy ze zdumienia, jej już nie było. Uznał, że musiało mu się przywidzieć, więc wrócił do stołu i rozważań o Magii i Czarodziejach.
- No dobrze, moja droga - zaczął twardym głosem. - Teraz powiedz mi jeszcze tylko jedno.
- Co takiego? - spytała Rowling.
- Powiedz, ile DOKŁADNIE osób wie o tym wypadku? Tylko nasza czwórka, prawda?
Kobieta zmieszała się. Dopiero teraz przypomniała sobie pierwszą naważniejszą zasadę Bractwa Dwóch Światów: ,,Kiedy zdarzy ci się wypadek Magiczny, staraj się go zataić przed osobami zewnętrznymi. Możesz to zdradzić tylko tym, którym w pełni ufasz. To zmniejszy ryzyko, że dowiedzą się o tym Czarodzieje z Bractwa Ciemnego Słońca".
- Wiesz... - zaczęła tonem, z którego można było wywnioskować, że jednak wie więcej osób. - Wyjaśniłam tę sprawę rodzicom aktorów. By się nie martwili...
- No i masz! - Malszka pacnął ręką w czoło. - No cóż, to wiemy już skąd Malcolm się o tym tak szybko dowiedział. Musiał wyciągnąć te informacje od rodziców. Ale, to nic, Joanne. Nie martw się. I tak cofniemy ten Czar.
- A kiedy wyruszamy w dalszą podróż?
- Za równy tydzień.
- Czyli teraz szukamy Andrzeja Maleszki, tak? - spytał Steve Kloves, z tym, że imię Czarodzieja brzmiało mniej więcej tak: Inżeja Maleskii.
- Tak - odpowiedziała Rowling. - Na szczęście wiem gdzie mieszka. Złożymy mu małą wizytę. Ale najpierw musimy się dostać do jakiegoś hotelu. Nie będziemy przecież dźwigać tych wszystkich bagaży!
Chris pokiwał głową. Oczywiście to on dźwigał NAJCIĘŻSZE walizki, tak jak uprzednio. Więc kiedy znaleźli hotel i dostali pokoje, z ulgą rzucił bagaże na łóżko i otarł sobie czoło z potu. Odsapnął, po czym zapytał:
- Kiedy wyruszamy na poszukiwania?
- Już teraz - odpowiedziała twardym głosem Rowling.
Cała trójka wyszła z hotelu i wsiadła do jakiegoś autobusu jadącego we właściwą stronę. Podczas drogi nic nie mówili. Niektórzy ludzie rzucali im zdziwione spojrzenia. Kilka osób poprosiło nawet o autografy. Co jak co, ale i tak byli dość sławni. Pisarka, reżyser i scenarzysta z Anglii. Wszystkich zastanawiało po co przyjechali do Polski. I czemu jadą autobusem. Czemu i gdzie... Jednak nikt nie odważył się spytać. Po pierwsze większość nie znała zbyt dobrze języka angielskiego, po drugie wszyscy się wstydzili. A ciekawość to ponoć pierwszy stopień do piekła.
W końcu tajemnicza trójka wysiadła. Przeszli jeszcze kawałek, po czym Rowling gwałtownie skręciła do jakiegoś domu. Kloves i Columbus podążyli za nią. Kobieta obejrzała dokładnie drzwi wejściowe, po czym nacisnęła dzwonek do drzwi. Rozległ się krótki ostry dźwięk.
- Już, idę idę! - rozległo się wołanie zza drzwi.
Zaraz też zostały otwarte przez mężczyznę w średnim wieku. Miał na sobie jeszcze kurtkę i rozwiązane buty, jakby dopiero skądś wrócił, albo miał zamiar wychodzić. Pod pachą trzymał kilka książek (swojego autorstwa). Natomiast jego mina wyrażała wielkie zdumienie. Otworzył szeroko oczy, po czym z niedowierzaniem zapytał:
- Rowling? To ty? Co cię tu sprowadza?
Chris i Steve nic nie zrozumieli, ale Joanne rozumiała wszystko świetnie. Jednym z przywilejów Czarodziejów była możliwość rozmunienia innych Czarodziejów, nawet jeśli mówiliby w najdziwniejszych językach. Dzięki temu cała Magiczna Społeczność łatwiej się porozumiewała.
- Witaj, Andrzeju - powiedziała kobieta. - Mam do ciebie ważną sprawę. Stało sie coś okropnego!
- Tak? A co?
- Miałam wypadek...
- Ile zostało przeniesionych? - Maleszka wszystko doskonale zrozumiał. Nie trzeba było obszernych wyjaśnień.
- Młodzi aktorzy z planu. Dwie dziewczynki i czterech chłopców.
- To nie dobrze - mruknął. - Ależ nie stójcie tak, wejdźcie do środka! - to ostatnie było skierowane do Chrisa i Steve'a. Było też powiedziane już w języku angielskim.
Columbus i Kloves weszli niepewnie za Rowling i Maleszką do domu. Andrzej zaprowadził ich do salonu, po czym przygotował ciastka i zaparzył czery kawy. Szybko się przebrał (nie wypada przecież gościć gości w kurtce i rozwiązanych butach!), po czym i on zasiadł do stołu.
- Dobrze, Joanne - zaczął. - Opowiedz mi wszystko dokładnie i ze szczegółami.
Kobieta powiedziała wszystko, co zdarzyło się tego feralnego dnia. Zacząwszy od kręcenia po pechowe podzękowania. Andrzej Malszeka kiwał co jakiś czas głową. W końcu powiedział:
- Trzeba zorganizować grupę Czarodziei Książkowych. I to możliwie jak najprędzej. Jeśli Malcolm, lub co gorsza sam Jonatan się o tym dowiedzą, to jesteśmy na straconej pozycji.
- No właśnie. Oni już wiedzą - powiedziała grobowym tonem Rowling i zaczęła opowiadać o ataku w samolocie.
- To przedstawia sytuację w nieco innym świetle. Jednak nadal jest to wykonalne. Musimy zwerbować wszystkich starych znajomych. I tych nowych oczywiście też.
Chris i Steve przysłuchiwali się tej rozmowie rozumiejąc tylko to, co mówiła Rowling. Jednak wiedzieli, że Maleszka też jest przejęty tą sprawą. Jego mina była poważna. Wiedzieli, że on chętnie im pomoże, jeśli będzie trzeba.
- Dobra - powiedział nagle Andrzej. - Musimy ustalić plan działania. Kogo wpierw szukamy, kogo potem, i tak dalej, i tak dalej. Wiadomo, że na pewno Tolkiena i Mulla. ,,Baśniobór" to iście Magiczna i bardzo popularna książka, więc sam Brandon z pewnością dostał Magię.
- Masz rację - wcięła się w rozważania Joanne.
- Poza tym, jeszcze Holly Webb. Może i jej pierwsze książki były o zwierzakach, ale teraz pisze o Magii. Jest jeszcze Ursula Kroeber Le Guin. Napisała ,,Czarnoksiężnika z Archipelagu".
- Nigdy o niej nie słyszałam.
- Trzeba podążać za nowniknami, moja droga - uśmiechnął się Andrzej. - Poza tym, sama Ursula do mnie napisała. Bractwo jej kazało.
- Tak, Bractwo Dwóch Światów - zamyśliła się kobieta. Wkrótce jednak opanowała się i zaczęła wymieniać inne nazwiska: - Jest jeszcze Dave Luckett.
- Ten co napisał trylogię ,,Rhianny"?
- Tak, ten. No i jeszcze Rick Riordan, twórca przygód o ,,Percy'm Jacksonie" i Olimpie, Zeusie i wszystkich mitycznych stworzeniach.
- Oczywiście, kochany Rick! Bractwo nie chciało go przyjąć, bo niby w jego książkach jest za mało Magii. A ja się z tym nie zgadzam! Jest tam dużo przedmiotów Magicznych, a poza tym, cała akcja ma Magiczną obsadę.
- Właśnie. Bractwo powinno dotrzegać szegóły, a nie od razu iść na całość. To w detalach tkwi prawda świata.
Maleszka wstał i skierował się do okna. Popatrzył na zatłoczoną ulicę; biegające dzieci, śpieszących się dorosłych, pędzące auta jeżdżące w te i we wte... Jego wzrok przykuła jednak postać, która stała idealnie na przeciwko jego domu. Patrzyła się prosto na pisarza, ale kiedy Andrzej przetarł oczy ze zdumienia, jej już nie było. Uznał, że musiało mu się przywidzieć, więc wrócił do stołu i rozważań o Magii i Czarodziejach.
- No dobrze, moja droga - zaczął twardym głosem. - Teraz powiedz mi jeszcze tylko jedno.
- Co takiego? - spytała Rowling.
- Powiedz, ile DOKŁADNIE osób wie o tym wypadku? Tylko nasza czwórka, prawda?
Kobieta zmieszała się. Dopiero teraz przypomniała sobie pierwszą naważniejszą zasadę Bractwa Dwóch Światów: ,,Kiedy zdarzy ci się wypadek Magiczny, staraj się go zataić przed osobami zewnętrznymi. Możesz to zdradzić tylko tym, którym w pełni ufasz. To zmniejszy ryzyko, że dowiedzą się o tym Czarodzieje z Bractwa Ciemnego Słońca".
- Wiesz... - zaczęła tonem, z którego można było wywnioskować, że jednak wie więcej osób. - Wyjaśniłam tę sprawę rodzicom aktorów. By się nie martwili...
- No i masz! - Malszka pacnął ręką w czoło. - No cóż, to wiemy już skąd Malcolm się o tym tak szybko dowiedział. Musiał wyciągnąć te informacje od rodziców. Ale, to nic, Joanne. Nie martw się. I tak cofniemy ten Czar.
- A kiedy wyruszamy w dalszą podróż?
- Za równy tydzień.
Rozdział Super!!! Ciekawe, nawet bardzo!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawia i życzy Weny
Julka :)
PS. Dziś mam dziwną chęć podpisywani się.