niedziela, 10 maja 2015

7 lat Hogwartu - Księga I - Rozdział 6 - Noc Duchów

     Nastał październik. Dni zaczęły robić się coraz krótsze i chłodniejsze. Mimo to James i Michael nie mieli czasu na odpoczynek. Ostro trenowali przed pierwszym w sezonie meczem, który miał odbyć się już za niedługo. Jednak nie to było najważniejszym wydarzeniem, jakie miało mieć miejsce w tym miesiącu. Największym wydarzeniem miała być Noc Duchów. Starsi uczniowie ciągle opowiadali młodszym, jaki to wspaniały dzień, a raczej wieczór.Nic więc dziwnego, że James, Claudia i Michael rozmawiali ciągle o tym dniu. Nawet Dom Wilkołaków zszedł na drugi plan.
- O rajciu! To dopiero będzie! - zawołała nagle Claudia. - Jak sobie pomyślę o tych wszystkich smakołykach i atrakcjach, to aż mi się brzuch skręca z niecierpliwości!
- Mi też – przyznał Michael pochylając się nad pergaminem. Nakreślił parę zdań, po czym odłożył pióro. Jego wypracowanie było gotowe, natomiast James'a i Claudii ledwo rozpoczęte.
- Wyobrażacie sobie? Te pajęczyny, dynie! Duchy będą wszędzie latać... Ech, to dopiero będzie. Już nie mogę się doczekać – rozmarzył się Potter.
- A ja nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie skończycie odrabiać zadanie! - rzekł Michael.
- No co ty, Mich, mamy jeszcze dużo czasu! Ono jest dopiero na za tydzień! - powiedziała Claudia.
     Davies coś tam mruknął, po czym wstał i poszedł do swojego pokoju. Tam wziął jakąś książkę i zaczął ją czytać. Fakt, lubił James'a i Claudię, ale nie cierpiał tego, że oni w ogóle nie przykładali się do nauki. Zawsze on, Michael, kończył pisać wypracowania wcześniej, zawsze znał właściwe odpowiedzi, zawsze znajdywał jakieś logiczne wytłumaczenie. Natomiast Potter i Finch-Fletchley zdawali się na łut szczęścia. Nie obchodziło ich, że mogą oblać egzaminy, że potem nie będą nic umieć.
     Nagle ktoś zapukał do dormitorium. Zwykle to się nie zdarzało, przecież każdy może tu wejść! Zaraz też w drzwiach pojawiła się głowa James'a, a potem cały chłopak.
- Przepraszamy, Mich. Masz rację, lepiej odrobić wcześniej – powiedział Potter ze skruchą.
- No – odburknął Davies.
- A mam taką prośbę... Mógłbyś nam użyczyć trochę treści ze swojego wypracowania? Tak żebyśmy z Claudią trochę ruszyli?
- No dobra, dobra, wy leniuchy jedne – mruknął Michael uśmiechając się pod nosem. Tak, zawsze kończyło się na tym, że James i Claudia od niego przepisywali. Jednak jemu to aż tak nie przeszkadzało. Choć i tak wyznawał ideę „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”, w tym przypadku „Jak się nauczysz, tak będziesz umieć”.



     W końcu nadeszła upragniona i wyczekiwana przez wszystkich Noc Duchów. Już od samego rana czuło się świąteczną atmosferę. Do Wielkiej Sali przywędrowały dynie wyhodowane przez Hagrida, a także chmary nietoperzy (żywych!) i pajęczyn z pająkami.
     Uczniowie w wolnych chwilach raz po raz zaglądali do owej sali. Już sobie wyobrażali te wszystkie pyszności, które pojawią się na złotych zastawach. Niestety nie mogli zbyt długo oglądać strojenia sali, bo ciągle zostawali wyganiani przez woźnego. Mimo to zaraz wracali i robił się nowy tłum gapiów.
     Wreszcie nastał ten wyczekiwany wieczór. Wszyscy, i uczniowie i nauczyciele, zeszli na uroczystą kolację. Wpierw jednak odbyło się wielkie widowisko z udziałem duchów. Szybowały one w powietrzu nad stołami robiąc przeróżne akrobacje. Aplauz jaki dostały był niezwykle głośny i przypominał nagły wybuch.
 W końcu duchy skończyły swój popisowy numer. Wszyscy zaczęli teraz „rzucać” się na jedzenie, które wyglądało niezwykle smakowicie. Były różne wykwintne dania, a także niektóre dobrze znane. Największą furorę robiła jednak odświętna pieczeń, którą kosztowali wszyscy.
     Kiedy każdy był najedzony, powstał profesor Wilson. Coś tam ogłosił, ale większość i tak go nie słuchała z powodu przejedzenia. Jednak kiedy z jego różdżki wystrzelił srebrny promień przypominający wstęgę, niektórzy zaczęli wykazywać zainteresowanie. Otóż na owej wstędze pojawiły się słowa i znikąd zaczęła grać muzyka.
     I cała sala zawyła śpiewając Hymn Duchów. Same duchy zresztą też razem z nimi śpiewały. Było to tak głośne, że o ile tamte oklaski mogły wydawać się hałasem, to te musiałyby być hałasem wprost nieziemskim.
     Jednak jak wszystko co dobre, i ta uczta musiała się skończyć. Uczniowie wychodzili powoli i niechętnie z Wielkiej Sali za prefektami swoich domów. Także James, Claudia i Michael podążyli w stronę wieży Gryffindoru. Nagle jednak Claudia się zatrzymała. Przyjaciele to zauważyli, więc i oni stanęli.
- Co się stało? - spytał James.
- Lizzie. Nie widziałam jej na uczcie – wyjaśniła dziewczyna.
- Może została w dormitorium? - podsunął Michael.
- Nie, wyszłam ostatnia i jej już nie było.
- A może po prostu nie zauważyłaś jej w tłumie?
- Możliwe – powiedziała Finch-Fletchley, choć była pewna, że Lizzie na pewno nie było na uczcie. Claudia miała zdolność do odnajdywania znajomych twarzy nawet w największym tłumie. Bez problemu odnalazłaby Lizzie, która i tak ma szczególne rysy twarzy.
     Z takimi rozterkami powlekła się za chłopakami do wieży Gryffindoru. Kiedy poszła spać, odruchowo spojrzała na zewnątrz. Księżyc był w pełni i bił swoim blaskiem po twarzy blondynki. Claudia westchnęła. Ile by dała, żeby wiedzieć, jaką tajemnicę skrywa Lizzie Brown... 

2 komentarze:

  1. Rozdział Super!!!
    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Noc duchów i pełnia, Oj już domyślam się jaka tajemnice ma Lizzy :D SUPER, kontynuuj to opowiadanie, jest przecudowne, wspaniale piszesz, weny życzę!!! <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pozostaw po sobie jakiś miły ślad. Może komentarz? :)