Następnego dnia, wychodząc ze szpitala, Rosalie zauważyła, że niektórzy uczniowie dziwnie się jej przyglądają. Było to dość irytujące. Daleówna skierowała się prosto do dormitorium Ślizgonów. Nie była głodna.
- Hasło - odezwała się postać z obrazu.
- Łuski Węża - odpowiedziała Ros.
- Niestety to nie to hasło. Zostało wczoraj zmienione z powodów ostrożności - odrzekła postać.
,,No jeszcze tego mi brakuje!" - pomyślała Rosalie. Stała chwilę przy obrazie. W końcu nie wytrzymała.
- Otwieraj!!
Postać na obrazie ruszyła się. Przejście się otworzyło.
- Czy takie jest hasło? - spytała zdziwiona Ros wchodząc do pokoju wspólnego Ślizgonów.
- Nie zabijaj nas! Proszę! - wołała kobieta.
- Czemu mam was nie zabijać? - spytał ktoś przeraźliwym głosem.
- Zostaw nas w spokoju - zawołał mężczyzna podchodząc do łóżeczka z małym dzieckiem.
- Ooo, a kto to? - spytał człowiek o trupiobladej twarzy podchodząc do łóżeczka.
Podszedł do mężczyzny zasłaniającego łóżko. Odtrącił go. Upadł. Kobieta krzyknęła. Biały człowiek podszedł do małego dziecka.
- Właśnie taka, to ona - powiedział do siebie po czym dodał głośno: - Oszczędzę was, jeśli mi ją oddacie.
- Nie! - krzyknęło jednocześnie małżeństwo.
- Cóż, to sam ją sobie wezmę. AVADA KEDAVRA!!! - zawołał celując różdżką w ojca małej dziewczynki.
- Oddasz mi ją, czy ciebie też zabić? - zwrócił się do kobiety.
Matka dziewczynki zaczęła szlochać. Blady mężczyzna zaczął celować w nią różdżką.
- Zostaw, ją zostaw moją małą Rosalie, proszę - powiedziała.
- AVADA KEDAVRA!!!
Kobieta padła martwa. Morderca podszedł do łóżeczka.
- Hmm, Rosalie. Ładne imię, takie wężowe - po czym położył na niej białą rękę. - Od dziś zostajesz moją córką. Oddaję ci część mojej mocy.
Biały mężczyzna wyszedł z gruzów domu. Zmienił się w czarne coś, podobne do dymu i poleciał.
- Aaa! - krzyknęła Ros gwałtownie się budząc i uderzając o poręcz łóżka.
- Co się stało? - spytała Milicenta.
- Ach, nic. Miałam koszmar - odpowiedziała Rosalie.
- Ostatnio często je miewasz - powiedziała Bulstrode wychodząc.
- Och, tak. Wiem - rzekła do siebie Ros.
Od tego koszmaru minęły dwa miesiące. W tym czasie Rosalie już nie miała takich snów. Nim się spostrzegła, nadszeszdł dzień poprzedzający Noc Duchów. Grace i Dylan opowiadali jej ( a raczej przechwalali się tak, by jej było smutno ), że to najlepszy dzień w roku. Mnóstwo dyń i innych przysmaków. Od samej tej myśli ślinka ciekła.
- Hej, Ros! - zawołał na nią Draco.
- C-co? - spytała Dale. ,,No tak. Znowu się zamyśliłam" - pomyślała.
- Znów odpłynęłaś - powiedział blondyn.
- Masz absolutną rację - powiedziała dziewczyna śmiejąc się.
Oboje zeszli na ucztę świąteczną. Wielka Sala była przyozdobiona nietoperzami ( ,, One są żywe!" - zawołała Ros ). Jedzenie było podawane w złotych półmiskach, tak, jak podczas uczty powitalnej pierwszego września.
Rosalie zachwycała się różnorodnością dań, kiedy wpadł profesor Quirrell. Cały zdyszany zawołał:
- Troll! W lochach! Uznałem, że powinien pan wiedzieć.
Po czym zemdlał. Wybuchło się zamieszanie. Wszyscy krzyczeli zrywali się z miejsc. W końcu Dumbledore'owi udało się jako tako uciszyć uczniów. Kazał prefektom zaprowadzić uczniów do dormitoriów. Prefekt Ślizgonów zgarnął swoją grupę i wyprowadził ja do lochów. W dormitorium Rosalie znów zabolała głowa.
- Aaa! - krzyknęła i upadła, na szczęście, na fotel stojący obok niej. Nie zemdlała, ale kilkoro uczniów popatrzyło się na nią dziwnie.
- Co ci się stało? - spytał Malfoy.
- A, t-to nic - powiedziała jąkając się. Poprawiła się w fotelu i położyła głowę na oparciu.
Draco jeszcze raz na nią zerknął i gdzieś pobiegł. Ros patrzyła jak pędzi do dormitorium chłopców.
- Nie zabijaj nas! Proszę! - wołała kobieta.
- Czemu mam was nie zabijać? - spytał ktoś przeraźliwym głosem.
- Zostaw nas w spokoju - zawołał mężczyzna podchodząc do łóżeczka z małym dzieckiem.
- Ooo, a kto to? - spytał człowiek o trupiobladej twarzy podchodząc do łóżeczka.
Podszedł do mężczyzny zasłaniającego łóżko. Odtrącił go. Upadł. Kobieta krzyknęła. Biały człowiek podszedł do małego dziecka.
- Właśnie taka, to ona - powiedział do siebie po czym dodał głośno: - Oszczędzę was, jeśli mi ją oddacie.
- Nie! - krzyknęło jednocześnie małżeństwo.
- Cóż, to sam ją sobie wezmę. AVADA KEDAVRA!!! - zawołał celując różdżką w ojca małej dziewczynki.
- Oddasz mi ją, czy ciebie też zabić? - zwrócił się do kobiety.
Matka dziewczynki zaczęła szlochać. Blady mężczyzna zaczął celować w nią różdżką.
- Zostaw, ją zostaw moją małą Rosalie, proszę - powiedziała.
- AVADA KEDAVRA!!!
Kobieta padła martwa. Morderca podszedł do łóżeczka.
- Hmm, Rosalie. Ładne imię, takie wężowe - po czym położył na niej białą rękę. - Od dziś zostajesz moją córką. Oddaję ci część mojej mocy.
Biały mężczyzna wyszedł z gruzów domu. Zmienił się w czarne coś, podobne do dymu i poleciał.
- Aaa! - krzyknęła Ros gwałtownie się budząc i uderzając o poręcz łóżka.
- Co się stało? - spytała Milicenta.
- Ach, nic. Miałam koszmar - odpowiedziała Rosalie.
- Ostatnio często je miewasz - powiedziała Bulstrode wychodząc.
- Och, tak. Wiem - rzekła do siebie Ros.
Od tego koszmaru minęły dwa miesiące. W tym czasie Rosalie już nie miała takich snów. Nim się spostrzegła, nadszeszdł dzień poprzedzający Noc Duchów. Grace i Dylan opowiadali jej ( a raczej przechwalali się tak, by jej było smutno ), że to najlepszy dzień w roku. Mnóstwo dyń i innych przysmaków. Od samej tej myśli ślinka ciekła.
- Hej, Ros! - zawołał na nią Draco.
- C-co? - spytała Dale. ,,No tak. Znowu się zamyśliłam" - pomyślała.
- Znów odpłynęłaś - powiedział blondyn.
- Masz absolutną rację - powiedziała dziewczyna śmiejąc się.
Oboje zeszli na ucztę świąteczną. Wielka Sala była przyozdobiona nietoperzami ( ,, One są żywe!" - zawołała Ros ). Jedzenie było podawane w złotych półmiskach, tak, jak podczas uczty powitalnej pierwszego września.
Rosalie zachwycała się różnorodnością dań, kiedy wpadł profesor Quirrell. Cały zdyszany zawołał:
- Troll! W lochach! Uznałem, że powinien pan wiedzieć.
Po czym zemdlał. Wybuchło się zamieszanie. Wszyscy krzyczeli zrywali się z miejsc. W końcu Dumbledore'owi udało się jako tako uciszyć uczniów. Kazał prefektom zaprowadzić uczniów do dormitoriów. Prefekt Ślizgonów zgarnął swoją grupę i wyprowadził ja do lochów. W dormitorium Rosalie znów zabolała głowa.
- Aaa! - krzyknęła i upadła, na szczęście, na fotel stojący obok niej. Nie zemdlała, ale kilkoro uczniów popatrzyło się na nią dziwnie.
- Co ci się stało? - spytał Malfoy.
- A, t-to nic - powiedziała jąkając się. Poprawiła się w fotelu i położyła głowę na oparciu.
Draco jeszcze raz na nią zerknął i gdzieś pobiegł. Ros patrzyła jak pędzi do dormitorium chłopców.