wtorek, 26 stycznia 2016

Rosalie Dale i Tajemnica Wężoustych - Rozdział 6 - W Esach i Floresach

     Kilka dni po urodzinach Rosalie przyszedł do niej list ze spisem podręczników. Dziewczyna ucieszyła się, ponieważ był to znak, że już za niedługo czas do szkoły. A poza tym była to też wymówka, by odwiedzić Ulicę Pokątną.
- ,,Standardowa Księga Zaklęć, drugi stopień" Mirandy Goschawk, ,,Jak pozbyć się upiora" Gilderoya Lockharta, ,,Jak zaprzyjaźnić się z ghulami" Gilderoya Lockharta, ,,Wakacje z wiedźmami" Gilderoya Lockharta, ,,Wędrówki z trollami" Gilderoya Lockharta, ,,Włóczęgi z wilkołakami" Gilderoya Lockharta i ,, Rok z Yeti", też Gilderoya Lockharta - wyliczała Rosalie głośno. - Rety, ten Lockhart to musi był niezły gość...

     W najbliższą środę Rosalie wybrała się na zakupy. Wpierw odwiedziła bank Gringotta, w którym dawno nie była. Wraz z goblinem zjechała wózkiem do swojej skrytki, 229. Czekały tam na nią góry monet: złotych galeonów, srebrnych sykli i brązowych knutów. Odziedziczyła po rodzicach niezłą sumkę. Zgarnęła kilkanaście monet do sakiewki i wróciła z powrotem do wózka.
     Kiedy wyjechali z podziemi, Dale czym prędzej wyszła z banku. Mimo wszystko nie lubiła dusznych podziemi. Chwilę stała zdezorientowana nie wiedząc, gdzie się udać. W końcu ruszyła do ulubionego sklepu Dylana, czyli do sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha. Miała już szatę i rękawiczki, ale nadal nie miała miotły. Chciała pooglądać dostępne modele.
     Przed sklepem stała niewielka grupa chłopców. Podziwiali oni miotły wyścigowe rozprawiając nad ich zaletami. Ros weszła jednak do sklepu. Najpierw pooglądała stare modele, takie jak Komety czy Zmiataczki. Przy nowszych zatrzymała się jednak na dłużej. Najbardziej spodobał jej się Nimbus 2001, ale był to najnowszy i najdroższy model. Kiedy już miała wychodzić ze sklepu usłyszała znajomy głos:
- Ros?
     Obejrzała się i zobaczyła Dracona Malfoya, który stał niecały metr od niej. Ale nie był tu sam. Obok niego stał wysoki mężczyzna i Rosalie wywnioskowała, że musi to być tata chłopaka. Podobieństwo było uderzające – te same platynowoblond włosy, ta sama blada cera i to samo władcze spojrzenie.
- Cześć Rosalie – powiedział Draco, kiedy dziewczyna do nich podeszła. - To mój tata.
- Rosalie Dale, miło mi – powiedziała wyciągając dłoń.
- Lucjusz Malfoy, mi również bardzo miło – odpowiedział Lucjusz potrząsając delikatnie dłonią dziewczyny. - Draco wiele mi o tobie opowiadał.
     Malfoy lekko, prawie niewidocznie się zarumienił i mruknął coś w stylu „Tato, przestań”. Rosalie tylko się uśmiechnęła.
- No, co Ros? Jak tam wakacje? - zaczął po chwili dziarskim tonem młody blondyn.
- Całkiem całkiem. Większość spędziłam w Dziurawym Kotle…
- Dlaczego?
- To długa historia. A jak tobie minęły wakacje?
- Też nieźle.
     Przez chwilę cała trójka stała milcząc i podziwiając miotły, kiedy nagle Lucjusz Malfoy zapytał:
- Rosalie, z tego co wiem, opiekuje się tobą ciocia, prawda?
- Tak. Jest ona siostrą mojego zmarłego taty… - dziewczyna lekko się zmieszała. Nie lubiła mówić o rodzicach. To przywoływało ogromny ból. A w pamięci nadal miała ten straszny list…
- Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców. Nie znałem Mike'a zbyt dobrze, ale wiem, że był wspaniałym czarodziejem – powiedział pan Malfoy. Jednak szepnął on do siebie tak cicho, że nikt go nie usłyszał – A więc ona nie wie… Ale nie dziwię się, że On ją wybrał. Ma w sobie to coś….
     Cała trójka wyszła ze sklepu. Rozmawiali przez chwilę o miotłach wyścigowych, gdy Rosalie zauważyła dziwnie znajomą czarną czuprynę włosów upiętą w bardzo wysoki kucyk. To była Milicenta Bulstrode, jej najlepsza przyjaciółka ze Slytherinu. Ros powiedziała o tym Draco i oboje postanowili ją dogonić. Przeprosili na chwilę pana Malfoya i razem wmieszali się w tłum. Mieli pół godziny. Po tym czasie oboje mieli przyjść do księgarni Esy i Floresy.
- Masz bardzo fajnego tatę – zaczęła Dale.
- Zależy kiedy. Jak ma dobry humor to jest spoko, ale jak się złości to trzeba wiać.
- Z moją ciocią jest podobnie, ale ona ciągle się złości. Głównie na mnie. Przez te moje iście „slytherińskie” pasemka we włosach – tu zaprezentowała swoje trzy-kolorowe pukle.
- Ja uważam, że są bardzo ładne. Dodają ci uroku.
     Na tym ucięli rozmowę. Jednak był to błąd, ponieważ właśnie wtedy się rozdzielili. Między nimi przebiegła jakaś grupka małych chłopców rozpychając ich na boki i obydwoje stracili orientację. Rosalie chciała go poszukać, jednak uznała, że najlepszym wyjściem będzie spotkać się w księgarni. Tam byli umówieni za pół godziny więc na pewno Dracon właśnie tam się uda.
     Dziewczyna szła dalej gdy nagle się z kimś zderzyła i to dość mocno. Już miała zwyzywać tę osobę, gdy rozpoznała w niej kogoś znajomego.
- Lisa?! Zaczekaj! – krzyknęła Rosalie, bo Gryfonka zdążyła już się oddalić. Lisa zatrzymała się i Dale do niej podeszła.  – A ty co taka zamyślona?
- Zastanawiam się nad… Tajnikiem wylądowania, używając proszku Fiuu, bez obdzierania sobie kolan, łokci, wybiciu zębów czy złamaniu nosa – powiedziała Berry.
- Acha. No tak, zagaduje, że pewnie dzisiaj po raz pierwszy korzystałaś z proszku Fiuu. Jakie wrażenia?
- Średnio przypadał mi do gustu ten środek podróży. Wolę jednak zwykłą miotłę, bądź mugolskie wynalazki .
- Przyzwyczaisz się, zobaczysz – pokrzepiająco powiedziała Ros. Doskonale pamiętała swój pierwszy raz. Miała wtedy sześć czy siedem lat. Tak wyrżnęła głową o ruszt, że Grace i Dylan śmiali się z niej przez prawie dziesięć minut bez ustanku.  – Gdzieś się wybierasz? Może mogłybyśmy razem…
- Szukam kogoś – odparła błyskawicznie Berry.
- Szkoda… Draco, też mi gdzieś zniknął…
- Draco? – zdziwiła się Lisa.
- No… - zaczęła niepewnie. – Był tu jeszcze niedawno… Miałam szukać Milicenty…
- Przepraszam, Ros, ale muszę już iść, umówiłam się... Miło było Cię spotkać. Pa! – Gryfonka pomachała nerwowo i szybko się oddaliła
- Pa! – mruknęła jeszcze Rosalie. Zachowanie Lisy było bardzo dziwne. Berry zachowywała się tajemniczo, jakby coś ukrywała.
     Jednak Dale nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, bo właśnie w tej chwili spostrzegła w tłumie Milicentę Bulstrode. Szybkim krokiem do niej podeszła i już zaczęły się witać i obściskiwać. Niestety nie mogły zbyt długo pogadać, bo mama czarnowłosej popędzała córkę. Tak więc obydwie znowu zaczęły się obściskiwać i żegnać, po czym się rozstały.
     Rosalie ruszyła w stronę księgarni i nie pomyliła się. Draco już tam był. Stał obok swojego taty przed sklepem o czymś z nim rozmawiając, ale wydawał się jakoś dziwnie przygaszony i markotny. Dziewczyna podeszła do nich. Chwilę potem weszli do sklepu. Była tam ogromna kolejka, ponieważ niejaki Gilderoy Lockhart miał podpisywać swoje książki. Dale i młody Malfoy czym prędzej chwycili odpowiednie podręczniki i w miarę szybko udało je się kupić. Obydwojgu nie zależało wcale na autografie tego czarodzieja, więc nie musieli czekać w kilkumetrowej kolejce. Już mieli wychodzić, gdy nagle owy sławny czarodziej wyszedł z zaplecza. Szedł dumnym krokiem, a jakiś starszy, niski człowieczek kręcił się w tłumie i pstrykał mu zdjęcia.
     W tym całym zamieszaniu Ros znowu zgubiła Dracona. Musiał się pewnie oddalić. Dziewczyna stała obok Lucjusza Malfoya, który położył rękę na jej ramieniu. Zupełnie jakby pomylił ją sobie ze swoim synem lub… uważał ją za część rodziny albo bliską osobę...
- Czy to możliwe? Harry Potter? - Gilderoy Lockhart zauważył w tłumie Chłopca z Blizną.
     Fotograf dosłownie wyrwał Harry'ego na podest, na którym stał już Lockhart. Rosalie zauważyła, że chłopiec nie był zbyt z tego zadowolony. Jednak sławny czarodziej wręcz przeciwnie.
- Panie i panowie! — zawołał, uciszając tłum drugą ręka. — Cóż to za niezwykła chwila! Najlepsza chwila na złożenie pewnego oświadczenia, nad którym zastanawiałem się od pewnego czasu! Kiedy ten oto młodzieniec wkroczył dziś do Esów i Floresów, zamierzał jedynie kupić moją autobiografię, którą teraz chciałbym mu wręczyć… za darmo, rzecz jasna. — Tłum ponownie okazał swoją radość. — Nie miał pojęcia — ciągnął Lockhart, wstrząsając Harrym, aż okulary zjechały mu na czubek nosa — że wkrótce otrzyma o wiele, o wiele więcej niż książkę „Moje magiczne ja”. On i jego koledzy szkolni naprawdę otrzymują moje prawdziwe, magiczne ja. Tak, panie i panowie, mam wielką przyjemność i zaszczyt oznajmić, że we wrześniu obejmuję stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!
- Co? - mruknęła zdziwiona Rosalie. Ten typek miałby ich uczyć?! On bardziej pasowałby do sesji zdjęciowych, jako model, a nie nauczyciel jednego z bardziej niebezpiecznych i ważniejszych przedmiotów w szkole Magii.
     Harry, po jeszcze wielu zdjęciach, wyszarpał się z objęć czarodzieja. Ros nic więcej nie widziała, ponieważ widok zasłonili jej tłoczący się ludzie. Kiedy jednak go zauważyła, nie stał sam. Rozmawiał, o ile można było to nazwać rozmową, z Draconem Malfoyem. Zapowiadało się na niezbyt przyjemne spotkanie, więc chciała powiedzieć o tym panu Malfoyowi. Ale Lucjusz to zauważył. Wskazał głową, żeby poszła z nim i tak też uczyniła.
- Ron! Co ty wyrabiasz? Tu można zwariować, wychodzimy – rozległ się głos Artura Weasleya, taty Rona Weasleya.
- No, no, no… Artur Weasley – syknął lodowato pan Malfoy, kiedy wraz z Rosalie znaleźli się przy owym jegomościu. Mężczyzna położył swoją rękę na ramieniu syna tak jak uprzednio na ramieniu Rosalie.
- Witam, Lucjuszu – powitał go jeszcze chłodniej mężczyzna, lekko skłaniając głowę.
- Mówią, że macie dużo roboty w ministerstwie. Te wszystkie inspekcje, interwencje, rewizje… Mam nadzieję, ze płacą wam za nadgodziny?
     Sięgnął do kociołka małej Ginny Weasley i wyciągnął stary, poniszczony podręcznik „Wprowadzenia do transmutacji dla początkujących”. Obejrzał go, po czym mruknął:
- Jak widać, chyba nie. Powiedz mi, Weasley, jaką masz korzyść z hańbienia tytułu czarodzieja, skoro nawet ci za to dobrze nie płacą?
- Mamy bardzo różne pojęcie tego, co hańbi czarodzieja, Malfoy — odpowiedział czerwony na twarzy pan Weasley.
- Najwyraźniej — rzekł pan Malfoy, kierując wzrok na pana i panią Granger, którzy przyglądali mu się uważnie. — To towarzystwo, w którym przebywasz, Weasley… A ja myślałem, że twoja rodzina nie może już stoczyć się niżej…
     I wtedy kociołek Ginny przewrócił się z łoskotem. Artur Weasley dosłownie rzucił się na Lucjusza Malfoya w przypływie furii. Popchnął go na półkę z książkami; tuziny opasłych tomisk zwaliły się wszystkim na głowę. Rudzi bliźniacy krzyczeli: ,,Dołóż mu, tato!”, pani Weasley krzyknęła: „Nie, Arturze, nie!”, tłum cofnął się gwałtownie, zwalając kilka następnych półek z książkami. Jeden ze sprzedawców zawołał: „Panowie, proszę… proszę!”… A po chwili ponad tym wszystkim zagrzmiał gruby głos: „Dość tego, chłopaki, dość tej bójki… ”
     To był Hagrid. W jednej chwili chwili rozdzielił bijących się mężczyzn. Pan Weasley miał rozciętą wargę, a pan Malfoy podbite oko. Nadal trzymał podręcznik do transmutacji. Wrzucił go z powrotem do przewróconego kociołka; oczy aż płonęły mu ze złości.
- Proszę… oto twoja książka, dziewczyno… najlepsza, na jaką stać twojego ojca…
     Wyrwał się z uścisku Hagrida, skinął na syna oraz na Rosalie i cała trójka opuściła księgarnię. Dale jeszcze rzuciła okiem na Lisę, która stała obok Harry'ego. W tym całym zamieszaniu czuła się dość dziwnie patrząc na przyjaciółkę. Jakby coś je od siebie oddzielało.
- Niektórzy czarodzieje już po prostu tacy są – powiedział Lucjusz Malfoy po dość długim milczeniu, rozcierając swoją „śliwę” pod okiem.
- Zgadzam się z panem – powiedziała Ros. Nie wiedziała co nią kierowało, dlaczego tak powiedziała. To był impuls.
     Lucjusz Malfoy spojrzał na dziewczynę i lekko się uśmiechnął. Całą trójką udali się do Dziurawego Kotła i tam się pożegnali. Jednak jeszcze przed rozstaniem pan Malfoy wziął ją na chwilę na stronę.
- Rosalie, mam dla ciebie propozycję. Wakacje co prawda już się kończą, ale co byś powiedziała, na odwiedzenie nas w przyszłym roku? Moja żona bardzo chce cię poznać.
- To byłby zaszczyt, panie Malfoy. Było by mi bardzo miło – odpowiedziała Rosalie. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy!
- Ostatniego dnia szkoły zabierzemy cię z dworca. O ile twoja ciocia się zgodzi, no i ty oczywiście, moja droga.
- Ciocia raczej nie będzie miała nic przeciwko. A jak dla mnie może być właśnie wtedy.
- To jesteśmy umówieni.
     I Lucjusz Malfoy oddalił się wraz z synem. A Rosalie szybko pobiegła na górę do swojego pokoju i zaczęła skakać z radości. Propozycja pana Malfoya była bardzo kusząca. A spędzenie wakacji we dworze (bo z tego co słyszała, Draco mieszkał właśnie we dworze) też zapowiadało się ciekawie.

2 komentarze:

  1. Rozdział super!
    Ten fragment jak Lucjusz położył jej na ramieniu rękę... Ja twierdzę, że pomylił ją z Draco (ale prawda jest pewnie inna) :D
    Ale nic mnie dziś nie pobije, zamiast "pan Malfoy" przeczytałam "Darao Malfoy" a potem głowiłam się czemu napisałaś, że ma żonę :D Potem jak to sobie uświadomiłam wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. :D
    Wakacje we dworze brzmi kusząco.
    Pozdrawia i życzy gromu weny,
    twoja Julia Skywalker

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wenę :D
      Cóż, co do tego fragmentu to Ci nie powiem jaka jest prawda ;)
      Cóż, Draconowi trochę daleko do ślubu i żony ;) Ale zdarza się. Przynajmniej miałaś się z czego pośmiać ;)
      Tak, co do wakacji to powiem tyle: DUŻO się tam wtedy wydarzy...
      Ponownie dziękuję za wenę,
      Twoja WenLi

      Usuń

Czytasz? Pozostaw po sobie jakiś miły ślad. Może komentarz? :)