Od nocowania u Sonii minął dopiero jeden dzień. Rosalie mieszkała w Dziurawym Kotle. Było tu nawet przyjemnie. Mogła ucinać sobie pogawędki z barmanem Tomem. Dzięki temu dowiadywała się wielu ciekawych rzeczy. Tom lubił rozmawiać, więc wyciągnięcie z niego informacji było łatwe. Poza tym bardzo ciekawym zajęciem było oglądanie ludzi przychodzących do pubu. Raz, pod wieczór, zjawił się nawet na chwilę Hagrid, ale szybko się zmył. Pewnie był tu tylko przelotem.
Ros obudziła się gwałtownie. Przed chwilą śnił jej się ciekawy sen. Dziewczyna wstała i podeszła do stolika. Była tam klatka z Alką. Sowa jeszcze spała. Dziewczyna delikatnie pogłaskała ją przez pręty i podeszła do okna. Wychodziło ono na zatłoczoną ulicę Londynu, więc mogła poobserwować przechodzących ludzi.
Dziewczyna rozmyślała o nocowaniu u Sonii. Było naprawdę fantastycznie! Wreszcie spotkały się we trójkę i to w niezwykle miłej atmosferze. Mimo to Ros i tak brakowało spotkań ich trzech w Hogwarcie. Brakowało jej też nauki zaklęć, wybuchowych eliksirów, zawiłych korytarzy i tych wszystkich tajemnic, które skrywa Hogwart.
- Och, wstała już pani, panno Dale - powiedział ktoś wchodząc do pokoju dziewczyny. Był to barman Tom. - Niech pani szybko zejdzie na dół. Ma pani gościa.
- Dobrze. Dziękuję za informację - odpowiedziała Ros.
Kiedy drzwi się zamknęły, Rosalie szybko się przebrała i przeczesała włosy. W sennym jeszcze nastroju zbiegła na dół. Przy jednym stoluku siedziała Emily Ross. Popijała ona jakiś napój wpatrując się w kopertę położoną przed nią. Nagle podniosła głowę i zauważyła Rosalie. Uśmiechnęła się i gestem wskazała, by dziewczyna przyszła. Ros tak też zrobiła.
- Witaj, Rosalie - powiedziała Emily.
- Dzień dobry. Miło znów panią widzieć - odpowiedziała dziewczyna.
- Wiesz moja droga, ostatnio przeglądałam różne pudła ze starociami w moim domu - zaczęła pani Ross i sięgnęła do torebki. - I znalazłam kilka ciekawych rzeczy. Między innymi to.
Kobieta położyła na stoliku dość grubą książkę. Podsunęła ją w stronę Rosalie. Dziewczyna wzięła ją i otworzyła. Był to kolejny album ze zdjęciami. Tylko, że było to zdjęcia jedynie jej ojca. Młodego Mike'a Dale'a. A to w szacie do Quiddicha, z kolegami, ze swoją siostrą Mary (czyli ciocią Ros, oczywiście). Lecz najbardziej przeważały zdjęcia jej ojca z jakimś rudowłosym Gryfonem. Wyglądał znajomo. Ale na ostatniej stronie nie było zdjęć. Był tam list. Rosalie wzięła go i zaczęła czytać.
Droga Emily!
Wierzę, żeś cała i zdrowa! Gorsza sprawa z nami. Chciałbym Cię poprosić o przysługę.
Wiesz, że Czarny Pan się na mnie uwziął. Jina, nasza Strażniczka, ledwo co się trzyma. On ją torturuje! Za niedługo pewnie się złamie, ale i tak jest silna. Catherine i ja martwimy się o Rosalie. On szuka kogoś takiego jak ona. A znasz moją sytuację. Boimy się, że to nasza Rosie może stać się jego ofiarą. Tak więc chciałbym Cię prosić o możliwość przeniesienia się do Ciebie na ten trudny czas. Niekoniecznie całej trójki, może być tylko samą Rosalie. My się obronimy, a poza tym brat Cathy, Fabrice, obiecał przyjechać z Francji i nam pomóc.
Proszę o szybką odpowiedź,
Twój wierny na zawsze
Mike
Ros spojrzała pytająco na Emily. Kobieta miała grobową minę. W końcu nabrała powietrza i odsapnęła. Spojrzała na Rosalie po czym powiedziała;
- Tego samego dnia, kiedy doszedł ten list, Jina Carter złamała się i wyjawiła tajemnicę. Tego samego dnia Lord Voldemort zabił twoich rodziców. Tego samego dnia przyjechał brat twojej mamy i zastał ruinę zamiast domu. Tego samego dnia zostałaś przetransportowana do domu swojej ciotki.
Rosalie nic nie odpowiedziała. Patrzyła się w ten list jak zahipnotyzowana. To niemożliwe, by w jednym dniu wydarzyło się aż tyle... Ale to była jednak prawda. Dziewczyna podniosła wzrok spojrzała na Emily. W jej oczach widać było łzy. Można było się zorientować, że Mike Dale był dla niej kimś ważnym. Nadal z trudem opowiadała o jego śmierci.
- Proszę się nie smucić. Wiem, że pani ciężko, ale co się stało to się nie odstanie - Ros próbowała ją pocieszyć. Kobieta uśmiechnęła się i przytuliła ją.
- Weź ten album - powiedziała. - Niech Ci przypomina, że mimo śmierci, twoi rodzice nadal żyją. W tobie - powiedziała i wstała. Pożegnała się z Rosalie i wyszła. ,,Miałam jej powiedzieć - pomyślała - ale tego nie zrobiłam. Czemu? Czy przez to, że obawiam się jej reakcji, czy dlatego, że mnie samej jest trudno się z tym pogodzić?..."
Następnego dnia były urodziny Lisy. Już wczesnym rankiem Rosalie wysłała jej prezenty (co prawda większość słodyczy sama zjadła, ale przynajmniej nie wysłała przyjaciółce papierków). Zaraz po tym zeszła na dół. Czekał na nią Tom ze śniadaniem - grzankami i gorącą czekoladą. Ros podziękowała i usiadła przy stole. Zaczęła jeść i czytać gazetę, ,,Proroka Codziennego". Nie było w nim nic ciekawego. Zresztą cały dzień minął jej w nudnej, sennej atmosferze. Powłóczyła się po Ulicy Pokątnej, porozmawiała z Tomem, pobawiła się z Azogiem. W ogóle wszystkie dni jej tak mijały. Dopiero piątego sierpnia nastąpiła zmiana. Był to dzień jej urodzin. O godzinie piątej rano obudziła ją piękna, śnieżnobiała sowa. Była to Śnieżka Lisy. W dzióbku trzymała dość spory pakunek i najwyraźniej chciała się go pozbyć.
Dale podbiegła do okna i je otworzyła. Ptak wleciał do pokoju i wylądował na szafce nocnej obok klatki z Alką. Sowy przywitały się po sowiemu, tymczasem Ros wyjęła delikatnie z dzioba Śnieżki pakunek i zaczęła go odpakowywać. W środku był magazn ,,Czarownica" z jakimś sławnym czarodziejem na okładce. Poza tym jeszcze czarne skórzane rękawice do Quidditcha. Lisa miała nosa - Rosalie chciała w tym roku zgłosić się do drużyny. No i oczywiście mnóstwo słodyczy. Ktoś mógły uznać to za miesięczny zapas, ale dla Ros to była jedynie przekąska na trzy dni.
Dziewczyna napisała podziękowania i dała je sowie przyjaciółki. Ta odleciała dość niechętnie - widać polubiła się z Alką. Ros zamkęła okno, jednak nie był to koniec niespodzianek. Niedługo po tym jak Śnieżka odleciała, do okna zastukała kolejna sowa. Należała do rodziny Malfoyów. W dzióbku trzymała pękatą paczkę. Rosalie wpuściła ją i uwolniła od balastu. Otworzyła prezent i omal go nie upuściła i rozbiła. Były to bowiem perfumy. Ale nie byle jakie perfumy. Najlepsze i jedne z najdroższych perfum. Musiała je pewnie wybrać mama Dracona.
Rosalie odkorkowała flakonik. Pachniały pięknie. Poza tym Malfoy sprezentował jej jeszcze mnóstwo słodkości. W Hogwarcie często wymykała się z Crabbe'm i Goyle'm na poszukiwanie ciastek, gdy wszyscy wychodzili po uroczystych posiłkach z Wielkiej Sali. Można było się nieźle obłowić, skoro nikt już nie ma siły tego zjeść. Zwykle taki zapas starczał do końca miesiąca, ale czasem po udanych eskapadach mieli ciastek na prawie trzy miesiące.
Rosalie napisała podziękowania i dała sowie Malfoya. Tym raziem nie zamknęła okna. I dobrze zrobiła, bo do południa zleciało się jeszcze więcej sów, każda z podarunkiem dla jubilatki. Tak więc od Sonii dostała książkę pod tytułem ,,Magiczne zwierzęta i jak je znaleźć", figurkę smoka i mnóstwo słodyczy. Od Milicenty śliczne kolczyki z kolią w zestawie, prenumeratę magazynu ,,Żongler" i dużo słodyczy. Od Dylana dostała szatę do Quidditcha (szytą na miarę) i, jak wiadomo, słodycze, Ros wiedziała, że Dylan kupił jej tę szatę. Wspomniała raz przy nim, że chce wstąpić do drużyny. Ten tak sie ucieszył, że poszedł z nią do sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha i zamówił dla niej odpowiedni strój. Cóż, w końcu był zapalonym fanem tej gry.
Od Grace Rosalie dostała pięknie zdobiony album (pusty, by sama mogła go zapełnić) i oczywiście słodycze. Od Crabbe'a i Goyle'a dostała same słodycze. Od cioci Mary również coś dostała - haftowaną hustkę z malutkim wężem w rogu (i stos czekoladowych żab). Ostatnia paczka była od Emily Ross. Znajdował się w niej zestaw ślicznych spinek do włosów, opaska i robiony na drutach szal w kolorach Slytherinu.
Po odpakowaniu i posegregowaniu prezentów zeszła na dół. Czekał na nią Tom z wielkim tortem truskawkowym. On i stali bywalcy pubu zaśpiewali jej ,,sto lat". Rosalie zdmuchnęła świeczki, a potem barman rozkroił słodycz na kilka wielkich kawałków. Wszyscy się poczęstowali, włączając jego samego. Tort był bardzo smaczny. Sama Rosalie tak uważała.
Potem, wieczorem, przyszedł ją odwiedzić Dylan. Rozmawiali jak dobrzy, starzy przyjaciele i raz po raz pokładali się ze śmiechu. Kuzyn opowiedział jej o kiepskiej sytuacji w domu.
- Mama miewa się coraz gorzej, podupada na zdrowiu. Obawiam się, że długo już nie pożyje. Co prawda za dwa lata ma wyjechać na gorące źródła, ale nie wiem, czy wytrzyma do tego czau - powiedział ponurym tonem chłopak. - Poza tym, chciałbym znaleźć jakąś pracę. Jestem pełnoletni, a siedzenie w domu i nic nie robienie już mnie nudzi. Jednak nie ma żadnego zawodu, w któym czułbym się dobrze.
- A może opieka nad smokami? - podsunęła Rosalie. - Widzałam w Proroku Codziennym, że poszukują chcętnych Czarodziejów, lubiących adrenalinę i znających się na zwierzętach do pracy ze smokami w Rumunii. Toś dla ciebie.
Dylan prawie spadł z łóżka. Tak wytrzeszczał oczy, że Ros musiała się zaśmiać. Chłopak momentalnie się zerwał i począł przeszukiwać stertę makulatury na komodzie kuzynki. Dorwał odpowiednie pismo i zaczął czytać. Mruczał coś pod nosem aż w końcu zrobił coś nieoczekiwanego.
- Dziękuję Rosie! To jest to! Jesteś kochana! Ja lecę! Idę się tam zgłosić! - i wybiegł z pokoju uprzednio całując Rosalie w policzek po raz pierwszy w życiu. Nawet na święta tego nie robił, mimo iż jego mama kazała wszystkim wszystkich całować przy składaniu życzeń.
Ros stała jeszcze długo po środku pokoju głupawo się uśmiechając. Dopiero po chwili dotarło do niej co Dylan zrobił i zaczęła się śmiać, aż ją brzuch rozbolał. Mimo to, chichrała się nadal, a Alka i Azog patrzyli na swoją panią i zastanawiali się, co też się jej stało...
Ros obudziła się gwałtownie. Przed chwilą śnił jej się ciekawy sen. Dziewczyna wstała i podeszła do stolika. Była tam klatka z Alką. Sowa jeszcze spała. Dziewczyna delikatnie pogłaskała ją przez pręty i podeszła do okna. Wychodziło ono na zatłoczoną ulicę Londynu, więc mogła poobserwować przechodzących ludzi.
Dziewczyna rozmyślała o nocowaniu u Sonii. Było naprawdę fantastycznie! Wreszcie spotkały się we trójkę i to w niezwykle miłej atmosferze. Mimo to Ros i tak brakowało spotkań ich trzech w Hogwarcie. Brakowało jej też nauki zaklęć, wybuchowych eliksirów, zawiłych korytarzy i tych wszystkich tajemnic, które skrywa Hogwart.
- Och, wstała już pani, panno Dale - powiedział ktoś wchodząc do pokoju dziewczyny. Był to barman Tom. - Niech pani szybko zejdzie na dół. Ma pani gościa.
- Dobrze. Dziękuję za informację - odpowiedziała Ros.
Kiedy drzwi się zamknęły, Rosalie szybko się przebrała i przeczesała włosy. W sennym jeszcze nastroju zbiegła na dół. Przy jednym stoluku siedziała Emily Ross. Popijała ona jakiś napój wpatrując się w kopertę położoną przed nią. Nagle podniosła głowę i zauważyła Rosalie. Uśmiechnęła się i gestem wskazała, by dziewczyna przyszła. Ros tak też zrobiła.
- Witaj, Rosalie - powiedziała Emily.
- Dzień dobry. Miło znów panią widzieć - odpowiedziała dziewczyna.
- Wiesz moja droga, ostatnio przeglądałam różne pudła ze starociami w moim domu - zaczęła pani Ross i sięgnęła do torebki. - I znalazłam kilka ciekawych rzeczy. Między innymi to.
Kobieta położyła na stoliku dość grubą książkę. Podsunęła ją w stronę Rosalie. Dziewczyna wzięła ją i otworzyła. Był to kolejny album ze zdjęciami. Tylko, że było to zdjęcia jedynie jej ojca. Młodego Mike'a Dale'a. A to w szacie do Quiddicha, z kolegami, ze swoją siostrą Mary (czyli ciocią Ros, oczywiście). Lecz najbardziej przeważały zdjęcia jej ojca z jakimś rudowłosym Gryfonem. Wyglądał znajomo. Ale na ostatniej stronie nie było zdjęć. Był tam list. Rosalie wzięła go i zaczęła czytać.
Droga Emily!
Wierzę, żeś cała i zdrowa! Gorsza sprawa z nami. Chciałbym Cię poprosić o przysługę.
Wiesz, że Czarny Pan się na mnie uwziął. Jina, nasza Strażniczka, ledwo co się trzyma. On ją torturuje! Za niedługo pewnie się złamie, ale i tak jest silna. Catherine i ja martwimy się o Rosalie. On szuka kogoś takiego jak ona. A znasz moją sytuację. Boimy się, że to nasza Rosie może stać się jego ofiarą. Tak więc chciałbym Cię prosić o możliwość przeniesienia się do Ciebie na ten trudny czas. Niekoniecznie całej trójki, może być tylko samą Rosalie. My się obronimy, a poza tym brat Cathy, Fabrice, obiecał przyjechać z Francji i nam pomóc.
Proszę o szybką odpowiedź,
Twój wierny na zawsze
Mike
Ros spojrzała pytająco na Emily. Kobieta miała grobową minę. W końcu nabrała powietrza i odsapnęła. Spojrzała na Rosalie po czym powiedziała;
- Tego samego dnia, kiedy doszedł ten list, Jina Carter złamała się i wyjawiła tajemnicę. Tego samego dnia Lord Voldemort zabił twoich rodziców. Tego samego dnia przyjechał brat twojej mamy i zastał ruinę zamiast domu. Tego samego dnia zostałaś przetransportowana do domu swojej ciotki.
Rosalie nic nie odpowiedziała. Patrzyła się w ten list jak zahipnotyzowana. To niemożliwe, by w jednym dniu wydarzyło się aż tyle... Ale to była jednak prawda. Dziewczyna podniosła wzrok spojrzała na Emily. W jej oczach widać było łzy. Można było się zorientować, że Mike Dale był dla niej kimś ważnym. Nadal z trudem opowiadała o jego śmierci.
- Proszę się nie smucić. Wiem, że pani ciężko, ale co się stało to się nie odstanie - Ros próbowała ją pocieszyć. Kobieta uśmiechnęła się i przytuliła ją.
- Weź ten album - powiedziała. - Niech Ci przypomina, że mimo śmierci, twoi rodzice nadal żyją. W tobie - powiedziała i wstała. Pożegnała się z Rosalie i wyszła. ,,Miałam jej powiedzieć - pomyślała - ale tego nie zrobiłam. Czemu? Czy przez to, że obawiam się jej reakcji, czy dlatego, że mnie samej jest trudno się z tym pogodzić?..."
Następnego dnia były urodziny Lisy. Już wczesnym rankiem Rosalie wysłała jej prezenty (co prawda większość słodyczy sama zjadła, ale przynajmniej nie wysłała przyjaciółce papierków). Zaraz po tym zeszła na dół. Czekał na nią Tom ze śniadaniem - grzankami i gorącą czekoladą. Ros podziękowała i usiadła przy stole. Zaczęła jeść i czytać gazetę, ,,Proroka Codziennego". Nie było w nim nic ciekawego. Zresztą cały dzień minął jej w nudnej, sennej atmosferze. Powłóczyła się po Ulicy Pokątnej, porozmawiała z Tomem, pobawiła się z Azogiem. W ogóle wszystkie dni jej tak mijały. Dopiero piątego sierpnia nastąpiła zmiana. Był to dzień jej urodzin. O godzinie piątej rano obudziła ją piękna, śnieżnobiała sowa. Była to Śnieżka Lisy. W dzióbku trzymała dość spory pakunek i najwyraźniej chciała się go pozbyć.
Dale podbiegła do okna i je otworzyła. Ptak wleciał do pokoju i wylądował na szafce nocnej obok klatki z Alką. Sowy przywitały się po sowiemu, tymczasem Ros wyjęła delikatnie z dzioba Śnieżki pakunek i zaczęła go odpakowywać. W środku był magazn ,,Czarownica" z jakimś sławnym czarodziejem na okładce. Poza tym jeszcze czarne skórzane rękawice do Quidditcha. Lisa miała nosa - Rosalie chciała w tym roku zgłosić się do drużyny. No i oczywiście mnóstwo słodyczy. Ktoś mógły uznać to za miesięczny zapas, ale dla Ros to była jedynie przekąska na trzy dni.
Dziewczyna napisała podziękowania i dała je sowie przyjaciółki. Ta odleciała dość niechętnie - widać polubiła się z Alką. Ros zamkęła okno, jednak nie był to koniec niespodzianek. Niedługo po tym jak Śnieżka odleciała, do okna zastukała kolejna sowa. Należała do rodziny Malfoyów. W dzióbku trzymała pękatą paczkę. Rosalie wpuściła ją i uwolniła od balastu. Otworzyła prezent i omal go nie upuściła i rozbiła. Były to bowiem perfumy. Ale nie byle jakie perfumy. Najlepsze i jedne z najdroższych perfum. Musiała je pewnie wybrać mama Dracona.
Rosalie odkorkowała flakonik. Pachniały pięknie. Poza tym Malfoy sprezentował jej jeszcze mnóstwo słodkości. W Hogwarcie często wymykała się z Crabbe'm i Goyle'm na poszukiwanie ciastek, gdy wszyscy wychodzili po uroczystych posiłkach z Wielkiej Sali. Można było się nieźle obłowić, skoro nikt już nie ma siły tego zjeść. Zwykle taki zapas starczał do końca miesiąca, ale czasem po udanych eskapadach mieli ciastek na prawie trzy miesiące.
Rosalie napisała podziękowania i dała sowie Malfoya. Tym raziem nie zamknęła okna. I dobrze zrobiła, bo do południa zleciało się jeszcze więcej sów, każda z podarunkiem dla jubilatki. Tak więc od Sonii dostała książkę pod tytułem ,,Magiczne zwierzęta i jak je znaleźć", figurkę smoka i mnóstwo słodyczy. Od Milicenty śliczne kolczyki z kolią w zestawie, prenumeratę magazynu ,,Żongler" i dużo słodyczy. Od Dylana dostała szatę do Quidditcha (szytą na miarę) i, jak wiadomo, słodycze, Ros wiedziała, że Dylan kupił jej tę szatę. Wspomniała raz przy nim, że chce wstąpić do drużyny. Ten tak sie ucieszył, że poszedł z nią do sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha i zamówił dla niej odpowiedni strój. Cóż, w końcu był zapalonym fanem tej gry.
Od Grace Rosalie dostała pięknie zdobiony album (pusty, by sama mogła go zapełnić) i oczywiście słodycze. Od Crabbe'a i Goyle'a dostała same słodycze. Od cioci Mary również coś dostała - haftowaną hustkę z malutkim wężem w rogu (i stos czekoladowych żab). Ostatnia paczka była od Emily Ross. Znajdował się w niej zestaw ślicznych spinek do włosów, opaska i robiony na drutach szal w kolorach Slytherinu.
Po odpakowaniu i posegregowaniu prezentów zeszła na dół. Czekał na nią Tom z wielkim tortem truskawkowym. On i stali bywalcy pubu zaśpiewali jej ,,sto lat". Rosalie zdmuchnęła świeczki, a potem barman rozkroił słodycz na kilka wielkich kawałków. Wszyscy się poczęstowali, włączając jego samego. Tort był bardzo smaczny. Sama Rosalie tak uważała.
Potem, wieczorem, przyszedł ją odwiedzić Dylan. Rozmawiali jak dobrzy, starzy przyjaciele i raz po raz pokładali się ze śmiechu. Kuzyn opowiedział jej o kiepskiej sytuacji w domu.
- Mama miewa się coraz gorzej, podupada na zdrowiu. Obawiam się, że długo już nie pożyje. Co prawda za dwa lata ma wyjechać na gorące źródła, ale nie wiem, czy wytrzyma do tego czau - powiedział ponurym tonem chłopak. - Poza tym, chciałbym znaleźć jakąś pracę. Jestem pełnoletni, a siedzenie w domu i nic nie robienie już mnie nudzi. Jednak nie ma żadnego zawodu, w któym czułbym się dobrze.
- A może opieka nad smokami? - podsunęła Rosalie. - Widzałam w Proroku Codziennym, że poszukują chcętnych Czarodziejów, lubiących adrenalinę i znających się na zwierzętach do pracy ze smokami w Rumunii. Toś dla ciebie.
Dylan prawie spadł z łóżka. Tak wytrzeszczał oczy, że Ros musiała się zaśmiać. Chłopak momentalnie się zerwał i począł przeszukiwać stertę makulatury na komodzie kuzynki. Dorwał odpowiednie pismo i zaczął czytać. Mruczał coś pod nosem aż w końcu zrobił coś nieoczekiwanego.
- Dziękuję Rosie! To jest to! Jesteś kochana! Ja lecę! Idę się tam zgłosić! - i wybiegł z pokoju uprzednio całując Rosalie w policzek po raz pierwszy w życiu. Nawet na święta tego nie robił, mimo iż jego mama kazała wszystkim wszystkich całować przy składaniu życzeń.
Ros stała jeszcze długo po środku pokoju głupawo się uśmiechając. Dopiero po chwili dotarło do niej co Dylan zrobił i zaczęła się śmiać, aż ją brzuch rozbolał. Mimo to, chichrała się nadal, a Alka i Azog patrzyli na swoją panią i zastanawiali się, co też się jej stało...
Witam!
OdpowiedzUsuńKomentowanie tego rozdziału zacznę od końca. Kiedy tak Ros stała z tym głupawym uśmiechem, mi przed oczami staną ten obraz i autentycznie zaczęłam się śmieć do komputera. :)
Reakcja Dylana, na wieść o pracy, mi tym razem przed oczami stanęła pani od angielskiego, tylko przez ten pocałunek w policzek (ja, to mam skojarzenia).
Ale się Ros w urodziny obłowiła. Dostał strój i rękawice, tylko miotły brakuje. I miło ze strony Toma, załatwił tort.
A na końcu komentarza poruszę temat listu. On był taki tajemniczy... I Emily coś przed Rosalie ukrywa...
Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny!
~ Ruda
Cieszę się, że się podobało :D
UsuńNo tak, często sama mam tak, że stoję po środku pokoju i zastanawiam się co mam zrobić, albo myślę co się stało (Ros to cała ja).
Dylan jest wzorowany na kimś dla mnie ważnym, kto też jest lekko roztrzepany. Nie czepiaj się chłopaka, bardzo się cieszy! Ale serio? Pani od anglka? JAK? :D
Miotła będzie od Lucjusza - jak trafi do drużyny.
WSZYSCY coś przed Rosalie ukrywają.
Dziękuję za pozdrowienia i wenę
~ Wenuś
No jak ją Dylan w te policzki całował, to mi przed oczami stanęła pani od anglika tylko podczas dnia nauczyciela (mówiłam mam różne dziwne skojarzenia)
Usuń~ Ruda
Tia, my i te skojarzenia...
Usuń~ Wenuś
Ja chce Drinny! :D
OdpowiedzUsuń